Mimo groteskowych czasów, zdarzały się kompleksy o wysokiej jakości urbanistycznej i architektonicznej. Do takich z pewnością należy zaliczyć Osiedle Tysiąclecia w Katowicach projektu Aleksandra Franty i Henryka Buszki, zrealizowanego nie tylko mimo utrapień natury ustrojowogospodarczej, ale także niesprzyjającej lokalizacji.
Dyscyplina kompozycyjna, odpowiedzialne zachowanie proporcji między gęstością mieszkaniową a rozluźnieniem funkcji uzupełniających czy strategiczna metoda oddziaływania w skali miasta są założeniami całkowicie obcymi większości polskich współczesnych osiedli. Podczas gdy systematycznie podnosimy próg komfortu życia, w wielu aspektach dościgając zachodni ideał dobrobytu, to w jak arogancki sposób traktowana jest fundamentalna kwestia mieszkalnictwa, da się chyba wyjaśnić tylko drastycznym przemodelowaniem ustroju gospodarczego. Efekt wzmocniło przerysowane wartościowanie – zachłyśnięcie się wytęsknionym wolnym rynkiem i posttraumatyczne odżegnanie od centralnego planowania. Osiedla są urbanistycznymi kośćcami, a ich chorobliwe oblicze wypacza rozumienie miasta jako takiego i funkcji, które powinno spełniać, by pozwolić na zdrowy rozwój jego mieszkańców. Problem ten ma o tyle gorzki posmak, że nie chodzi o odrobienie lekcji z projektowania osiedli – ta lekcja została już odrobiona zarówno w Polsce, jak i poza nią. U jego źródeł leży intencjonalna rezygnacja z jakości na rzecz szybko spieniężającej się ilości, co w praktyce oznacza oddanie kompetencji tworzenia miejsc zamieszkania deweloperom. Bardzo często bylejakość musi zadowolić Polaków z braku alternatywy, a także za sprawą nieco bardziej przestrzennych metraży i powłoczki jasnych tynków żerujących na posuniętej do granic irracjonalności narodowej niechęci do – utożsamianych z komuną – betonu i szarości.
ODROBIONA LEKCJA
Twierdząc, że lekcja została odrobiona także w Polsce, mam na myśli doświadczenia doby PRL. Choć od strony porcjowania przestrzeni między budynkami blokowiska te były daleko bardziej zhumanizowane od współczesnych, zawodziły pod wieloma innymi względami. Miało to jednak podłoże w serii absurdalnych komplikacji serwowanych ówczesnym architektom – od wszechwładnej, a kapryśnej woli partii przez niewydolną gospodarkę i niedobór odpowiednich jakościowo materiałów po niestaranne wykonanie. Różnica polega na tym, że czołowi architekci minionej epoki mieli wpływ na kształtowanie osiedli, często zresztą traktując swoją profesję jako ważną misję społeczną. I nawet jeśli eksperyment się nie powiódł – jak na Przyczółku Grochowskim Hansena – to i tak wnosił nową wartość do ogólnej teorii projektowania zespołów mieszkaniowych. Tego nie można powiedzieć o machinalnie powielanym, w oczywisty sposób szkodliwym schemacie nowych osiedli, które – z nielicznymi wyjątkami – za priorytet mają zwielokrotnianie korporacyjnych dochodów. Nadto, mimo groteskowych czasów, zdarzały się kompleksy o wysokiej jakości urbanistycznej i architektonicznej. Do takich z pewnością należy zaliczyć Osiedle Tysiąclecia w Katowicach projektu Aleksandra Franty i Henryka Buszki, zrealizowanego nie tylko mimo utrapień natury ustrojowo-gospodarczej, ale także niesprzyjającej lokalizacji. Chociaż teren przeznaczony na budowę Tauzena znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Parku Chorzowskiego, a także jest doskonale skomunikowany z Katowicami i Chorzowem, w przeszłości uchodził za miejsce wyjątkowo narażone na szkodliwy wpływ przemysłu – skażoną, niestabilną ziemię. Proponowana struktura nowego osiedla musiała odpowiadać na ten problem. Pracę rozpoczęto od przeprowadzenia szeregu analiz klimatycznych. Na ich podstawie oraz zgodnie z wytycznymi Urzędu Górniczego zdecydowano się na punktowo rozmieszczone wysokie bloki. W poszukiwaniu upragnionego przeciągu, który w mocnych podmuchach przegnałby szkodliwe wyziewy z pobliskich ośrodków przemysłowych, Buszko i Franta sadzali budynki parami w takiej relacji do kierunków świata, by oblicza jednych prawie zawsze pozostawały w słońcu, a drugich – w cieniu. Dzięki wynikającej z tego zabiegu różnicy temperatur powstaje odświeżający przewiew.
KOLBY KUKURYDZY
Wedle wstępnych ustaleń kompleks miał pomieścić 20 tysięcy mieszkańców, ale liczba ta wzrastała, podobnie jak wydłużał się czas realizacji projektu. Program funkcjonalny osiedla wzbogacono usługami – powstały przedszkola, szkoły, sklepy, przestrzenie rekreacyjne i kościoły – w tym znany ze swojej ekstrawagancko wybujałej formy kościół Podwyższenia Krzyża Świętego i Matki Bożej Uzdrowienia Chorych. Centrum usługowe spina rozległy teren osiedla, niejako naturalnie podzielony na część dolną i górną. Zaprojektowano parki i ogrody jordanowskie, rozstawiając bloki w odległościach nie mniejszych niż 50 metrów. To bardzo hojny gest, szczególnie w porównaniu z dzisiejszymi elegancko skąpymi trawnikami i placami zabaw na ciasnych dziedzińcach. Punktowo osadzane wieżowce zanurzone w głębokiej, gęstej zieleni przywodzą na myśl fantazje Toniego Garniera i Le Corbusiera, w których stanowczy wertykalizm zostaje koślawo przełamany zwichrzonym liściastym konturem. Ukoronowaniem palety modernistycznych klocków jest zespół pięciu bloków o niezwykle wyrazistej formie budzącej skojarzenia z nabrzmiałymi kolbami kukurydzy, które na stałe zasiadły w architektonicznym pejzażu Śląska.
Kukurydze są spowinowacone z – także katowickimi – Gwiazdami Osiedla Roździeńskiego. Czerpiąc inspirację z wcześniej opracowanego przez architektów planu kondygnacji, mieszkania zostały skręcone w taki sposób, aby każde dysponowało dwoma stronami naświetlenia. Rzut Kukurydz to de facto rzut Gwiazd, opasany wstęgą napęczniałych balkonów.Ich niemal barokowo wydęte, higienicznie białe lica poprzecinano pasami cienistych loggi. Wystrzelają ponad bujne korony drzew z supernowoczesną manierą, która z upływem czasu wcale się nie starzeje. Metraże mieszkań unormowały arbitralne warunki epoki, ale dzięki racjonalnej aranżacji wnętrz oraz dwóm balkonom można je uznać za wygodne. Podczas projektowania konstrukcji uwzględniono też możliwość ewentualnych modyfikacji, na co zresztą zdecydowali się wnuk Aleksandra Franty, Maciej, wraz z narzeczoną Olgą Kurek. Oryginalny układ, na który składały się dwie niewielkie sypialnie i salon, Kurek, która jest projektantką wnętrz, przefasonowała na współczesna modłę – otwartą przestrzeń z jedną sypialnią oddzieloną od reszty mieszkania szklaną ścianą.
„WYPYCH” I INNE POMYSŁY
Odnośnie do samej konstrukcji zespół opatentował alternatywną metodę nazwaną „wypychem”. Polegała na ułożeniu kolejnych stropów w stosie i wypychaniu ich w górę za pomocą potężnych hydraulicznych podnośników, co miało funkcjonować bez względu na warunki pogodowe. Sposób poddano próbie przy wznoszeniu niewielkich pawilonów wystawienniczych w Parku Chorzowskim. Sprawdził się także przy jednym z bloków na Osiedlu. Niestety „wypych” musiał umrzeć śmiercią peerelowską z wyroku odgórnie narzuconej wielkiej płyty i ślizgu. Z wielu innych pomysłów również trzeba było zrezygnować. Nigdy nie pojawiły się portiernie, pomieszczenia na wózki i rowery, przyziemne garaże zamieniono na dodatkowe punkty usługowe. Przestrzeń między blokami nie zawsze była wykorzystywana zgodnie z przeznaczeniem – fragmenty parku zastępowały nieplanowane parkingi czy samowolna, improwizowana zabudowa. Te drugorzędne zagadnienia łatwo dałoby się uporządkować przy istniejącej woli politycznej. Na taką jednak nie sposób liczyć, bo to właśnie w naszej rzeczywistości – nareszcie wolnej od komuny – popełnia się zbrodnie jeszcze obrzydliwsze (sic!), demonstracyjnie manifestując dzisiejszą zależność samorządów od nowego, kapitalistycznego systemu. Nie bacząc na protesty twórców i mieszkańców, a nawet złożenia sprawy do sądu, spółdzielnia mieszkaniowa sprzedała deweloperowi tereny dla nowych bloków, a urząd miasta Katowic wydał pozwolenie na ich budowę. Nowe Tysiąclecie to nie tylko pogwałcenie praw autorskich, ale przede wszystkim ideałów, z myślą o których powstawało osiedle – jako założenie parkowe, ze starannie opracowaną przestrzenią między budynkami, spełniającą potrzeby mieszkańców. Dziś tę przestrzeń mu się odbiera – w charakterystyczny dla naszych czasów, bezpardonowy sposób – dogęszczając zdrową urbanistycznie tkankę tandetną architekturą rysowaną pod dyktando zysku inwestora. Zarówno wysoka jakość planistyczna Osiedla Tysiąclecia, jak i położenie, w którym się znalazło z nastaniem nowego systemu, powinny przyczynić się do wzmożenia debaty na temat sytuacji mieszkaniowej w Polsce, która w chaosie po transformacji stała się areną pomnażania majątków, rzadko zachowując prymat służenia społeczeństwu.
tekst: arch. Kinga Zemła