1. Home
  2. Bez kategorii
  3. TEN BASEN NADAL JEST SPEKTAKULARNY
TEN BASEN NADAL JEST SPEKTAKULARNY
0

TEN BASEN NADAL JEST SPEKTAKULARNY

0

Z Michałem Braszczyńskim, Prezesem spółki Aerotunel, o inwestycyjnych, technologicznych i użytkowych aspektach realizacji basenu do nurkowania DeepSpot rozmawia Grzegorz Przepiórka.

Grzegorz Przepiórka: DeepSpot zrodził się z pasji do nurkowania. Dlaczego warto się zanurzyć. Na co pozwalają głębiny?

Michał Braszczyński: Nurkując, każdy poszukuje czegoś innego. Jedni chcą bić rekordy, co stanowi dyscyplinę zwaną freedivingiem, drudzy wolą podglądanie przyro­dy. Są też tacy, którzy chcą doznać euforii, jaką daje podniesione ci­śnienie parcjalne azotu (śmiech). Ten rozweselający gaz trochę nas spowalnia w zakresie klarowno­ści myślenia oraz pozwala na bar­dzo duże odprężenie. Te wszystkie czynniki powodują, że nurkowanie jest dość powszechną i lubianą ak­tywnością. W Polsce rynek uczest­ników oraz osób aspirujących do uczestnictwa liczy około 250 tysię­cy osób, to dość duża grupa.

G.P.: To wystarczyło, by pomysł się urealnił? Na jakich przesłankach czy też podstawach budowaliście ten biznes?

M.B.: Podejmując się zbudowa­nia modelu biznesowego, mie­liśmy na koncie doświadczenia z realizacji tuneli aerodynamicz­nych w Warszawie i Katowicach. Wiedzieliśmy, że ten biznes mo­że wyglądać bardzo podobnie. Przede wszystkim jest to forma in­doorowa. Ponadto sezon nurkowy w Polsce trwa relatywnie krótko. Stwierdziliśmy też, że mamy do czynienia ze stosunkowo dużym rynkiem. Z jednej strony biznes został skierowany do tych, którzy uprawiają ten sport, ich organizm domaga się nurkowania. Drugim adresatem byli first-timerzy, oso­by, które chcą w bezpiecznych warunkach, pod okiem instrukto­ra, bez względu na pogodę, spró­bować i przeżyć półtorej godziny pod wodą. Warto dodać, że jeden oraz drugi segment dzieli niewiel­ki dystans: w tym sporcie amatora w krótkim czasie można skonwer­tować w zapalonego nurka.

G.P.: Jak dorastał ten pomysł w Pana głowie? I czy od początku było wiadomo, że skończy się pobiciem ówczesnego rekordu świata?

M.B.: W 2014 r. został odda­ny do użytku basen Y-40 we Wło­szech, który ówcześnie nie miał sobie równych pod względem głę­bokości, a informacja o tym nie­jako zakorzeniła się w mojej gło-wie, budząc ducha rywalizacji (śmiech). Drugą przesłanką były sygnały, które do nas docierały, że lu­dzie potrzebują głębokości, by rozwijać się we freedivingu. Jednocześnie – ma­jąc na uwadze dwusegmentowy model biznesowy, o którym już powiedzieli­śmy – limity rekreacyjnego nurkowania bez narażania zdrowia lub inwestowa­nia w bardzo kosztowny sprzęt oscy­lują pomiędzy 40 a 50 metrem. Y-40 liczył więc 42 m, my założyliśmy 45, a ostatecznie skończyliśmy na głęboko­ści 45,45 m, co wynikło z technologii pogrążania tuby. Nie było logicznego uzasadnienia, by schodzić niżej, a już na pewno nie na 60 m. Dzisiaj widzi­my, że to jest trafiona głębokość.

G.P.: Czy myśli Pan, że w Dubaju, gdzie niedawno otwarto basen o głębokości 60 m, takie uzasadnienie było? Jakie są Pana pierwsze impresje na temat tego obiektu? Co nadal wyróżnia DeepSpot?

M.B.: Według mojej oceny tamten obiekt jest dedykowany dla specjalnych doznań i profesjonalnych nurków. Nie wygląda mi na to, by była to bezpiecz­na przestrzeń do wykonywania pierw­szych kursów nurkowych. Wydaje mi się, że ten basen będzie też trudny do utrzymania w czystości, która oznacza nie tylko klarowność wody, ale i róż­nego rodzaju miejsca, gdzie zbierają się algi. Kolejna kwestia to cena, któ­ra nie wygląda na zoptymalizowaną, jeżeli mówimy o godzinie nurkowa­nia za kwotę w przedziale 500–1500 zł. W DeepSpot najdroższe wejście do wo­dy kosztuje 219 zł, a jej temperatura wynosi pomiędzy 32 i 33 stopnie Cel­sjusza. W Dubaju przy 30 stopniach pływa się w piankach, u nas nie trzeba zabezpieczać się termicznie. Wyelimi­nowanie pianek ma dodatkowo wpływ na utrzymanie czystości wody.

G.P.: Co jeszcze ważnego w tym starciu gigantów?

M.B.: W DeepSpot zapewniliśmy dużo światła w basenie dzięki potężnemu świetli­kowi u góry. Może pływanie z latarkami, jak w porównywanym obiekcie, dostarcza emo­cji, ale stanowi też ograniczenie. Ponadto do­okoła basenu mamy płytę plaży o szerokości 6–8 m, stanowiącą przestrzeń do przeprowa­dzania ćwiczeń. To kolejna różnica. I wreszcie kwestia najważniejsza, czyli bezpieczeństwo. Nurkowanie na głębokość 65 metrów jest bar­dzo skomplikowane. Zejście na taką głębokość powoduje, że jeśli zawiedzie nas sprzęt, to po­wrotu bez szkody dla organizmu nie ma. Je­żeli na 45 m możemy bezpiecznie przebywać 4 minuty, to poniżej tej granicy zaczynamy wchodzić w czasy dekompresyjne, tzn. zanim się wynurzymy, musimy przeczekać pewien czas na mniejszych głębokościach. W przy­padku awarii sprzętu oznacza to ryzyko cho­rób dekompresyjnych. Aby temu zaradzić, do Dubaju ściągano kapsuły dekompresyjne, w moim modelu to się nie mieściło.

G.P.: Jak zbudowany jest DeepSpot? Załóżmy sprzęt i spójrzmy oczami użytkownika.

M.B.: Lustro wody mamy wielkości 20 na 25 m. Niecka basenowa górna jest sześcianem o boku 20 m. Po jednej stronie mamy część płytką o głębokości 1,5 m, gdzie można się przygotowywać do nurkowania. Dalej nurku­jemy na platformę, która jest na 3 metrach. Tam możemy wykonywać pierwsze ćwicze­nia. Platformy są stropami części jaskiniowej, mamy 5 takich poziomów. Z jednej strony stanowią one atrakcję i dają namiastkę nurko­wania jaskiniowego, wystarczą podstawowe uprawnienia, z drugiej zaś są „kieszeniami”, w których wymienia­my powietrze. Stanowią one bezpieczną przestrzeń na wypadek ja­kiejś nieprzewidzianej sytuacji. Jako ciekawostkę dodam, że te ścia­ny jaskiń też pływają – nie przytrzymują głównej konstrukcji, mogą niezależnie pracować, wiszą zakotwione na kotwach z nierdzewki, co było rozwiązaniem bezpieczniejszym ze względu na duże siły ściskające gruntu. Główna konstrukcja została wykonana w techno­logii białej wanny, aby uzyskać absolutną szczelność.

G.P.: Płyniemy dalej?

M.B.: Zbliżamy się do clue, czyli tuby, poprzez którą możemy do­trzeć na maksymalną głębokość. Ma ona wewnętrzną średnicę 7 me­trów, a grubość jej ściany wynosi od 60 do 100 cm. W technologii studniarskiej ten wielki monolit pogrążaliśmy, budując kolejne seg­menty i napotykając na problemy z pionizowaniem. Tuba to osobny względem niecki ustrój budowlany. Nie było możliwe, aby powią­zać tubę z dnem i zrównoważyć różne prędkości osiadania obiektu, dlatego zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie.

G.P.: A jak to wszystko uszczelniliście?

M.B.: Mieliśmy bardzo dobrą współpracę z Atlasem. Firma dostarczyła nam komplekso­wo systemy klejenia płytek i wyrównywania ścian oraz znakomity serwis doradczy, którego nie zapewniał żaden inny producent.

G.P.: Wspomniał Pan o betonie. Jak Panu wyszło nurkowanie w ten obszar?

M.B.: Jestem absolwentem profesora Kur­dowskiego, więc procesy związane z betona­mi, materiałami wiążącymi były mi znane. Wylaliśmy około 5 tys. m3. Dostawcą był Bu­dokrusz. Zastosowaliśmy beton na bazie ce­mentu hutniczego, gwarantujący jak najwięk­szą odporność na korozję. Ze względu na zmniejszenie skurczu został on przygotowany według receptury inwestora.

G.P.: W basenie znajduje się szklany tunel, który pozwala na niecodzienne wizualne doznania. Drogi jest taki fajerwerk?

M.B.: Tunel jest ze szkła organicznego, po­pularnie zwanego pleksi. W tym obszarze ma­my kilku liderów rynku, firmy, które biorą du­że pieniądze za tego rodzaju konstrukcje. Niby to zwykła statyka, ale nie jest to materiał po­wszechny w projektowaniu. Generuje szereg niewiadomych. Tunel dostarczyła i zamonto­wała polska firma Formafabrica. W finale uzy­skaliśmy spektakularny element o grubości szkła 11 cm. Trzeba zauważyć, że Dubaj tego nie posiada (śmiech). Nieco cieńsze szkło ma­my w oknach w części hotelowej. Całość udało nam się zrealizować za 1/5 ceny proponowanej przez światowych liderów. Konstrukcja jest bardzo wyażurowana, to był cel, żeby uzyskać wrażenie zawieszenia w wodzie. Raz pracuje ona pod wpływem własnego ciężaru, innym razem jest wypierana, a to powoduje tak duży jej ruch, że podczas zalewania musieliśmy bacznie obserwować, co się z nią dzieje. Wszystko jednak poszło do­brze. Pan Jan Kostorz, konstruktor obiektu, w porozumieniu z polską firmą, która zajmowała się instalowaniem, wykonali superrobotę.

G.P.: Układ zawiera 9 tys. m3 wody, z czego 8 tys. jest w samej niecce, a ok. 1000 w zbiorniku przelewowym. Jak się wlewa taki ocean wody?

M.B.: Długo się wlewa. Z przyczyn konstrukcyjnych musieliśmy obcią­żanie konstrukcji podzielić na etapy. W pierwszej kolejności została zala­na tuba. Dopiero kiedy była obcią­żona, mogliśmy zacząć wykończe­nie płytek na dnie basenu. Zalanie samego basenu to nie jest duża trud­ność, bo woda może osiągać dość duże prędkości. Chwilami uzyskiwa­liśmy nawet 15 cm na godzinę. Wy­zwaniem jest przewidzieć w trakcie zalewania wszelkie stany przejścio­we, które wystąpią.

G.P.: Kto jeszcze wspierał Was w przewidywaniu?

M.B.: Partnerem, który zasługuje na wyróżnienie, jest firma Peri. Ścisła współpraca z Michałem Wrzoskiem i jego biurem, które tworzyło projekty warsztatowe dla konstrukcji i przewi­dywało technologie wznoszenia, po­zwoliła optymalnie zarządzać reali­zacją. Zauważmy, że systemy, które mamy, to jest coś bardzo nietypowe­go. Proszę sobie wyobrazić studnię o boku 20 m bez żadnych stropów. A dalej kolejne 25 m w dół tuby po­woduje, że jest szereg problemów z wnoszeniem materiałów, miejscem, podbudowywaniem rzeczy, które znajdują się nad niecką basenową.

G.P.: Wracając do wody…

M.B.: Napełnialiśmy basen wodą pitną, a taka ma przejrzystość mak­symalnie do 2 metrów, więc należało ją uzdatnić. Tę, którą obecnie mamy, charakteryzują najwyższe parame­try. Nie ma prawie oporu świetlne­go. Skorzystaliśmy z instalacji dia­tomitowych – projekt i dostawa firma Culligan. Skała powulkanicz­na, jaką jest diatomit, doskonale fil­truje. Jest to rozwiązanie tańsze względem technologii piaskowych, azarazemobardzodużej skuteczności.

Filtrujemy w tempie około 500 li­trów na sekundę i rozprowadzamy wodę przez około 200 dysz, uzy­skując wysoką stabilność. Budując model matematyczny przepływu, współpracowaliśmy z Politechniką Warszawską.

G.P.: Sporo było tych wyzwań. Patrząc wstecz, które okazało się największe?

M.B.: W takich projektach najważ­niejsze jest finansowanie. Jeżeli ma­my nieograniczone budżety, może­my najróżniejsze rzeczy robić. My dysponowaliśmy skromną, przy ta­kiej skali prac, kwotą 40 mln zł. W marcu ubiegłego roku banki finansujące inwestycję zakomuniko­wały nam, że skończyło się i usłu­ga pod tytułem rekreacja/sport nie będzie potrzebna. Nastąpiło zamro­żenie projektu w momencie, kie­dy byliśmy na 30. metrze głębo­kości. Tego nie dało się już wtedy zatrzymać. Największym wyzwa­niem była więc restrukturyzacja fi­nansowania podczas projektu, ale udało się przekonać banki, że spół­ka to udźwignie.

PS