1. Home
  2. Architecture Design
  3. TOMASZ WOJTKOWIAK TOYA DESIGN
TOMASZ WOJTKOWIAK TOYA DESIGN
0

TOMASZ WOJTKOWIAK TOYA DESIGN

0

Chciałbym, aby zaprojektowane przeze mnie przedmioty i obiekty nawiązywały kontakt z odbiorcą. Były jak znaki, które coś znaczą. Żeby o czymś mówiły. Chciałbym za pośrednictwem swoich projektów rozmawiać z ludźmi. Sprawdzać, jak reagują. Polemizować być może. Chciałbym, aby były czytelne. Żeby zamysł, z jakim powstają projekty, był właściwie odczytywany.

Projektant, artysta plastyk, doktor sztuki, absolwent Wydziału Architektury Wnętrz i Wzornictwa Przemysłowego Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu (obecnie Uniwersytet Artystyczny). W latach 1984-1994 praca w macierzystej uczelni: asystent – adiunkt w Pracowni Projektowania Przedmiotu, prowadzonej przez prof. Jadwigę Filipiak; kwalifikacje naukowo-dydaktyczne I stopnia na temat: „Pop – design lat osiemdziesiątych, czyli wzornictwo bliżej użytkownika”, w 1990 r. staż w Academie Royale des Beaux Arts w Brukseli, 1993-1994 – kierownik Katedry Designu, 1991-1994 – prowadzenie przedmiotu Zagadnienia Marketingu i Semiotyki Produktu.

Założyciel i właściciel studia TOYA DESIGN biura projektowego zajmującego się architekturą, designem wnętrz i wizerunku, mającego w dorobku szereg zwycięstw w konkursach architektonicznych, wielokrotnie nagradzanego za projekty wystawiennicze, autor projektów obiektów kulturalnych, wnętrz użyteczności publicznej oraz identyfikacji wizualnych. TOYA DESIGN jest pracownią designersko-architektoniczną. Projektujemy identyfikację wizualną. Projektujemy wnętrza. Projektujemy ekspozycje. Projektujemy przedmioty. Projektujemy budynki. Od znaku do obiektu. Działamy od 1984 r. Pod nazwą TOYA DESIGN – od 1994. Jesteśmy autorami nowych przestrzeni Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, Rezerwatu Archeologicznego Genius Loci na Ostrowie Tumskim. Zaprojektowaliśmy kilkaset wnętrz użyteczności publicznej, biur, placówek bankowych, sklepów, restauracji, hoteli… Stworzyliśmy znaki graficzne dla kilkudziesięciu podmiotów, m.in. W. KRUK, INEA, KGHM LETIA, OLPP, festiwalu ENTER, fundacji NUOVA… Byliśmy wielokrotnie nagradzani za ekspozycje dla KGHM Polska Miedź, Plus GSM, Polskiego Centrum Promocji Miedzi czy Pekao SA. Wyznaczyliśmy standardy architektoniczne dla kilkunastu sieci, m.in. Pekao, Telekomunikacji Polskiej, Noble Place, S-Plus i Omnibus.

Skład zespołu projektowego:
Justyna Kiełczewska-Stawicka – projektant, architekt wnętrz, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, prowadząca największe tematy projektowe biura, tytan pracy, doskonały organizator jako menedżer projektu.
Anna Sędecka – architekt po Politechnice Poznańskiej, kreatywna i konsekwentna jednocześnie, uprawnienia zawodowe i doświadczenie zdobyte w najważniejszych dokonaniach biura.
Natalia Wojciechowska – architekt po Uniwersytecie Artystycznym, dokładna i szybka, pełna energii, zaangażowana w każdy projekt na maksimum możliwości.
Jacek Wojciech – dyrektor graficzny, absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego, autor kilkudziesięciu identyfikacji wizualnych firm, świetny dowcip i lapidarne myślenie znakiem.

1. Motto projektowe i życiowe

Kiedyś, bardzo dawno, myślę, że było to na początku liceum (Liceum Plastycznego w Poznaniu), zanotowałem w zeszycie znalezioną maksymę malarza greckiego Apellesa: nulla dies sine linea, czyli ani dnia bez jednej kreski, ani dnia bez rozwijania się na drodze twórczej. Zanotowałem ze szczerym zamiarem sprostania temu zadaniu. Teraz się z tego śmieję, choć wydaje mi się, że nadal jestem pracowity. I nadal się rozwijam. Dzisiaj prowadzę biuro architektoniczne, nie będąc architektem. Współtworzę razem z moim zespołem znaki, przedmioty, budynki, wnętrza, ekspozycje, meble… ostatnio nawet statek. Uważam, że sztuka jest jedna. Sztuka pojmowana jako akt twórczy. Nie ma znaczenia, czy projektujemy guzik czy tworzymy wieżowiec, malujemy landszaft czy lepimy golema. Zawsze jest to akt twórczy. Jeśli będziemy w tym akcie uważni i szczerzy, to mamy szansę na stworzenie prawdziwego dzieła. Może to z pozoru brzmi zbyt ogólnie, ale mam metodę, która to precyzuje, określa drogę projektową. Metoda ta opiera się na teorii znaku. Czy można projektować architekturę w oparciu o teorię znaku? Otóż można. Nie tylko architekturę. Nazywam to projektowaniem „od środka”. Co to oznacza? Że zawsze najpierw definiuję problem projektowy, starając się odnaleźć semantyczną istotę zagadnienia, dla którego potem odnajduję właściwą formę. Nigdy odwrotnie. Forma jest zawsze funkcją treści. Czyż nie jest tak od zawsze w sztuce?

2. Autorytet/guru architektoniczny

Alessandro Mendini powiedział kiedyś, będąc w Poznaniu przy okazji swojej wystawy, dlaczego projektuje budynki i przedmioty przypominające ludzkie sylwetki, mające niejako twarze i oczy. Otóż lubi, jak one na niego potem patrzą. Ten żart jest mi bliski, bo chciałbym, aby zaprojektowane przeze mnie przedmioty i obiekty nawiązywały kontakt z odbiorcą. Były jak znaki, które coś znaczą. Żeby o czymś mówiły. Chciałbym za pośrednictwem swoich projektów rozmawiać z ludźmi. Sprawdzać, jak reagują. Polemizować być może. Chciałbym, aby były czytelne. Żeby zamysł, z jakim powstają projekty, był właściwie odczytywany.

3. Dom marzeń

Moim mistrzem był profesor Rajmund Hałas – niezłomny designer, a przede wszystkim świetny Nauczyciel. On pierwszy dostrzegł, że otaczają nas Himalaje produktów, i przestrzegał, żeby nie projektować kolejnych byle jak i z byle czego. Opowiadał kiedyś taką anegdotę: na spacerze zobaczył dom obłożony potłuczonymi kawałkami luster, zaciekawił się, zadzwonił i spytał właściciela, dlaczego obłożył całą elewację lusterkami. Usłyszał, że dlatego tak zrobił, bo marzył, by mieć dom, jakiego nikt nie ma. Profesor skwitował: „no, to się Panu udało”. Architekt nie jest od spełniania marzeń. To zadanie może dobre dla złotej rybki. Architekt ma dobrze zaprojektować przestrzeń, w której żyjemy. A najlepiej będzie, gdy znajdując się w tej przestrzeni, pomyślimy, że właśnie o czymś takim marzyliśmy. Architektura powinna wyprzedzać nasze marzenia.

4. Najbardziej udany projekt

Nie cierpię odwiedzać miejsc, które zaprojektowałem. Zawsze coś bym zmienił, poprawił. Ale oczywiście najbardziej lubię ten moment, kiedy projekt przeradza się w realizację. Pomimo doświadczenia i zawodowej rutyny każda realizacja sprawia mi przyjemność. Lubię tę konfrontację – wyobraźni z konkretem. Czasem mnie zadziwia. Kiedyś zaprojektowałem stoisko dla KGHM. Traf chciał, że zbudowano je na długo przed otwarciem targów. Stało samotnie na środku hali. Bez późniejszego kontekstu. Jeszcze bez sąsiednich stoisk. Nie zakładałem takiej sytuacji. Było czyste. Jakieś wielkie, monumentalne. Nierealne.

5. Projekt – zjadacz czasu

Projektuję cały czas. Skanuję wzrokiem przedmioty, budynki, miasta. Oceniam, staram się odczytać zawarte w nich myśli, rozgryźć motywy. Przekładam to na swój język. Domyślam się, co znaczą. Projektowanie i myśli o projektowaniu zabierają większość mojego czasu. Nie mogę się od tego uwolnić. Ale to bardzo miłe. Tak jak miła jest rozmowa o sztuce, architekturze i o tym, czym jest design. Szczególnie, jak rozmówca chce rozmawiać. Projektowanie często zaczyna się od rozmowy. Inwestor zamawiający projekt precyzuje swoje oczekiwania. Gorzej, kiedy sam nie wie, czego chce. Wtedy dochodzenie do odpowiedniej formy wiąże się z dopowiedzeniem całej treści. Wszystko trzeba tłumaczyć od początku. Czasem od stworzenia świata. To zjada czas najbardziej.

6. Pozaarchitektoniczne źródła inspiracji

Jeśli architektura jest źródłem architektury, to często wychodzi z tego… plagiat, a przynajmniej jakaś wtórność. Najważniejsze są inspiracje leżące poza architekturą. To właśnie jest kontekst. Tak go rozumiem. Nie jako otoczenie. „Myślenie bryłą”, znajdowanie kształtu budynku poprzez analizę otaczającej zastanej sytuacji jest zwracaniem uwagi jedynie na zewnętrzną powłokę, a tymczasem najważniejszy jest „środek”, to, co powoduje, że budynek jest tym, czym jest, jaką ma funkcję, po co powstał, dla kogo, jak się w nim poruszamy, albo inaczej – jak potrafi nas poruszyć. W pracy staram się przeanalizować możliwie wszystkie pozaarchitektoniczne inspiracje, nawet te najbardziej odległe, czasem szalone. Ale najlepiej jest, jeśli trafi się na te najprostsze. Często leżą jako pierwsze z brzegu. Tylko trzeba je dostrzec.

7. Ulubione rozwiązanie (materiałowe, technologiczne), którego często używam

Każde rozwiązanie powinno być zgodne z etyką materiału. To znaczy z tego materiału właściwościami. Z pełnym wykorzystaniem jego możliwości. Staram się więc bardziej tę materię rozumieć, niż kochać. Olbrzymią wagę przywiązuję do pracy zespołowej. Staram się nie narzucać rozwiązań. W naszej pracowni wszyscy mają prawo głosu. To też powoduje, że każdy projekt jest inny. Nie powtarzam raz przyjętych sposobów. Każdy zamek jest inny i ma inny pasujący do siebie klucz. Powtarzanie podobnych rozwiązań byłoby wytrychem. Moja metoda pracy na to nie pozwala. Bo dla każdego tematu koordynaty formy są inne.

8. Zaleta i wada architekta, która najbardziej rzuca się w oczy

W każdym zawodzie największą wadą jest bezmyślność. Widziałem raz kobietę, jak zamiatała schody z dołu do góry. Nawet umiejętnie. Zgarniała z każdego stopnia kurz na szufelkę, po czym wspinała się wyżej. Architekci też tak potrafią, tylko w ich przypadku konsekwencje są daleko bardziej poważne. Bo to widać przez pokolenia. Znacznie trudniej określić tę jedyną zaletę. Odwrotnością bezmyślności jest myśl. Zamysł, idea, przesłanie – powinny być w architekturze widoczne. Architekt powinien umieć uczytelnić swoje myśli w swoich obiektach. Nie lubię architektury gestu, architektury, którą rządzi przypadkowy algorytm, architektury rozumianej tylko jako forma w przestrzeni.

9. Moja pierwsza nagroda

Na plenerze graficznym za linoryt. Nie licząc dobrych stopni w szkole. Ale poważnie: pierwsza zawodowa duża nagroda to pewnie złoty medal za ekspozycję Banku PEKAO na MTP w Poznaniu. Dawne dzieje. A TOYA DESIGN ma kilka wygranych konkursów. Taka pierwsza duża nagroda to I miejsce za przebudowę Zamku Cesarskiego w Poznaniu. Centrum Kultury Zamek wzbogaciło się o nowe przestrzenie, które zbudowały tożsamość tej instytucji i zwielokrotniły liczbę odwiedzających. Śmiałe rozwiązanie przestrzenne z likwidacją części pomieszczeń, z rozebraniem stropów, by wprowadzić całkowicie nową formę przeszklonego dziedzińca z wiszącą elipsoidalną antresolą, ujęło komisję konkursową, która wykazała się dużą odwagą, pozwalając na współczesną rewolucję w historycznej tkance. Ale udało się. Dzisiaj CK Zamek ma 300 tysięcy widzów rocznie, uczestniczących w kilkuset różnorodnych wydarzeniach. To jest ta prawdziwa nagroda.

10. Najgorszy budynek/budowla (w moim mieście, w Polsce, w Europie, na świecie)

Powinienem się uchylić od tego pytania, aby nie krytykować kolegów. Ale posłużę się anegdotą. W pewnym mieście w Polsce powstaje budynek, który w oczach inwestora ma być ikoną tego miasta. Projekt jest okazały, wysoki i krótko mówiąc – niesymetryczny. Zaprojektowany przez gwiazdorską pracownię z Zachodu. Inwestor bardzo się nim chwali, a pewien znany i lubiany profesor architekt mówi do niego tak: buduje pan w samym środku miasta wielki krzywy budynek i jest Pan bardzo z siebie dumny… a ja się pytam: co pan zrobi, jak za chwilę ktoś obok postawi jeszcze bardziej krzywy?

 

PS