1. Home
  2. Realizacje
  3. KRZYSZTOF OWCZARCZYK – Z PASJI DO ZAWODU
KRZYSZTOF OWCZARCZYK – Z PASJI DO ZAWODU
0

KRZYSZTOF OWCZARCZYK – Z PASJI DO ZAWODU

0

Wyzwania oczywiście były i są nieodłącznym elementem tego zawodu. Każda budowa jest inna i każda wymaga indywidualnego podejścia. Pierwsze wyzwanie?… zapraszamy na rozmowę z Krzysztofem Owczarczykiem, kierownikiem budowy Warsaw Spire, Ghelamco Poland.

Danuta Burzyńska: Chciałabym porozmawiać dzisiaj z Panem o zawodzie inżyniera, o wyzwaniach, jakie niesie prawie każdy dzień na współczesnej budowie, ale również o pana osiągnięciach, zawodowych pasjach i marzeniach. Jak rozpoczął Pan swoją przygodę z budownictwem?
Krzysztof Owczarczyk:
Już w szkole średniej wiedziałem, że budownictwo to kierunek, który mnie interesuje. W 1983 r. zdałem egzaminy wstępne na Politechnikę Warszawską, na której ukończyłem kierunek konstrukcje budowlane i inżynierskie. Edukację zakończyłem uzyskaniem tytułu magistra inżyniera budownictwa. Później, kiedy pracowałem już przy rozbudowie Lotniska Chopina w Warszawie, rozpocząłem również studia na kierunku inżynieria komunikacyjna, aby poszerzyć swoją wiedzę na temat budowy dróg i lotnisk. Uzyskałem uprawnienia budowlane do nadzorowania robót konstrukcyjno-budowlanych bez ograniczeń. Po zakończeniu pracy przy budowie Terminala II na Okęciu przyjęto mnie do Stowarzyszenia Inżynierów Doradców i Rzeczoznawców SIDIR. Dwa lata temu otrzymałem również tytuł rzeczoznawcy budowlanego w zakresie konstrukcyjno-budowlanym. Z uwagi na innowacyjny charakter budowy Warsaw Spire za namową profesora Kazimierza Szulborskiego otworzyłem przewód doktorski. Moja praca doktorska dotyczy wpływu budowy obiektów wysokościowych realizowanych w ścisłej zabudowie miejskiej. W ramach pracy chciałbym usystematyzować istniejące metody monitoringu oraz opracować algorytm postępowania na etapie projektowania i realizacji tego typu obiektów.

D.B.: Jakie autorytety kształtowały Pana w trakcie edukacji i na drodze Pana rozwoju zawodowego?
K.O.:
W początkowym okresie nauki – profesor Krzysztof Żmijewski, były Prezes Polskich Linii Energetycznych, który zajmował się później tematem budownictwa energooszczędnego. Prawdziwymi autorytetem byli dla mnie także profesor Kazimierz Szulborski, profesor Kazimierz Pancewicz – promotor mojej pracy dyplomowej – oraz profesor Wiesław Stachurski i profesor Leonard Runkiewicz.

D.B.: No właśnie, a dlaczego dzisiaj inżynierowie mają taki słaby PR?
K.O.:
Nie nazwałbym tego słabym PR-em – to raczej przypisanie inżynierom budownictwa szczególnej roli w procesie budowlanym. Zgodnie z literą prawa to architekci są liderami projektów. Ale nasza praca również jest doceniana i bardzo satysfakcjonująca. To my, inżynierowie budownictwa, realizujemy to, co architekci zaprojektują, nadajemy temu bezpieczną i funkcjonalną formę. Do naszych obowiązków należy również opracowanie dokumentacji związanej z budową, a później czuwamy nad realizacją całości przedsięwzięcia.

D.B.: Pierwsza praca i pierwsze wyzwania w zawodzie…
K.O.:
Pierwszą wymagającą pracę otrzymałem na budowie przy ul. Kochanowskiego w Warszawie. To był zespół budynków mieszkalnych dla TBS-u Bielany realizowany pod koniec lat 90. ubiegłego wieku – pełniłem tam funkcję zastępcy kierownika budowy. Wcześniej bywało różnie, jak to po studiach. Pracowałem jako majster, czasami fizycznie, a wcześniej, na studiach, także przy aranżacji terenów zieleni, prowadziłem również własną działalność gospodarczą. Wynikało to z uwarunkowań rodzinnych. Na drugim roku studiów założyłem rodzinę, wkrótce pojawiły się dzieci. Dlatego musiałem godzić pracę zarobkową z nauką.

D.B.: A dzieci poszły w ślady ojca inżyniera?
K.O.:
Właściwie wszystkie poszły w moje ślady. Syn skończył architekturę na Politechnice Warszawskiej oraz KTH, czyli Królewską Akademię Techniczną w Sztokholmie, pracuje w zawodzie w Szwecji już od dwóch lat. Starsza córka skończyła inżynierię lądową, pracuje w firmie Astaldi we Wrocławiu, a najmłodsza w tym roku kończy inżynierię lądową na Politechnice Warszawskiej i również będzie kontynuowała studia w Sztokholmie, na tej samej uczelni co syn, ale na wydziale budownictwa.

D.B.: Pan również kontynuował tradycję po swoim ojcu?
K.O.:
Tak, tradycja została zachowana. Mój ojciec jest także związany z branżą budowlaną, chociaż zajmował się głównie instalacjami. Przez wiele lat pracował w Instalu Warszawa, dużym przedsiębiorstwie państwowym. W międzyczasie zdobył doświadczenie na budowach eksportowych w Niemczech – na początku pracował w DDR, a później w Zjednoczonych Niemczech. Wcześniej, w latach 70. – także na polskich budowach w Iraku.

D.B.: Jakie obiekty, które Pan realizował, przyniosły pierwsze wyzwania inżynierskie?
K.O.:
Jeśli chodzi o Lotnisko Chopina, pracowałem w strukturach inżyniera kontraktu. Kontrakt realizowany był według procedur FIDIC. Wykonawcą było konsorcjum Budimex – Ferrovial Agroman – Estudio Lamela. Wartość kontraktu wynosiła ponad 1 mld 100 mln złotych, nie licząc dodatkowych przedsięwzięć realizowanych przez Polskie Porty Lotnicze. Pracowałem tam jako inspektor nadzoru w strukturach inżyniera kontraktu. Później awansowałem – zostałem szefem inspektorów nadzoru, a w 2006 roku, kiedy nastąpiło rozwiązanie kontraktu z generalnym wykonawcą, objąłem stanowisko kierownika budowy. Wyzwania oczywiście były i są nieodłącznym elementem tego zawodu. Każda budowa jest inna i każda wymaga indywidualnego podejścia. Pierwsze wyzwanie? Podczas realizacji lotniska poza zorganizowaniem pracy całego zespołu i koordynacją całego przedsięwzięcia należało stworzyć nowy zespół, który dokończy budowę Terminala II. W tym czasie Polska wchodziła do strefy Schengen i byliśmy zmuszeni również dostosować obiekt do wymagań podróżowania bez paszportów. Mieliśmy bardzo mało czasu. Otrzymałem pokój w hotelu na lotnisku, aby nie tracić czasu na dojazdy do domu. Osobiście prowadziłem dokumentację budowy, w tym wszystkie dzienniki budowy wydane dla tej inwestycji w zakresie realizacji obiektów po stronie miejskiej, lotniskowej, sieci, odrębnie – samego terminala, stacji kolejowej itd. W efekcie projekt został ukończony.

D.B.: Jakie realizacje są Pana zdaniem najtrudniejsze?
K.O.:
Według mojej opinii budowa terminala lotniczego, zaraz po budowie szpitala, jest najbardziej skomplikowaną inwestycją. Mówi się wśród pracowników lotniska, że terminal to obudowany system bagażowy, ponieważ jest to serce lotniska – ludzie przylatują, wylatują, a ich bagaże muszą być na bieżąco i sprawnie kontrolowane. Żeby taki system zaimplementować, trzeba spełnić mnóstwo restrykcyjnych wymagań technicznych, w tym z zakresu bezpieczeństwa. Wszystko po to, żeby wykluczyć ryzyko dostarczenia w bagażu do samolotów materiałów niebezpiecznych.

D.B.: Jaki zatem powinien być dzisiaj kierownik budowy? Czego wymaga się od współczesnego inżyniera?
K.O.:
Od osób, które prowadzą budowę i kierują pracą zespołów, wymaga się przede wszystkim szerokiej, wielobranżowej wiedzy, doświadczenia zawodowego oraz odporności na stres. Aktualnie większość projektów realizowana jest w szybkim tempie i takie umiejętności umożliwiają podejmowanie prawidłowych decyzji. Ponadto kierownik budowy powinien wyróżniać się świetną organizacją czasu pracy i umiejętnością zarządzania zespołem oraz właściwym delegowaniem obowiązków. To duże wyzwanie, ale także ogromna przyjemność, kiedy udaje się z sukcesem skoordynować pracę dziesiątek, a nawet setek podwładnych.

D.B.: Z jakim wyzwaniem zmierzył się Pan podczas realizacji Stadionu Narodowego?
K.O.:
Przede wszystkim z bardzo ograniczonym czasem na realizację tego projektu. Powierzchnia całkowita stadionu to 220 tys. m2. Rozpoczęcie miało miejsce w maju 2009 r., a w 2012 r., przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej, należało oddać ukończony i funkcjonalny projekt. Wszystko oczywiście się udało, również dzięki decyzji inwestora, który wcześniej rozpoczął czasochłonny pierwszy etap budowy i wykonał pale fundamentowe.

D.B.: Inżynier musi nie tylko posiadać wiedzę techniczną i technologiczną, lecz także dobrze radzić sobie z komunikacją z innymi ludźmi…
K.O.:
Kierownik budowy również musi mieć w tym zakresie predyspozycje. Na budowie, podobnie jak w wojsku, wydaje się polecenia. Ponadto trzeba umieć słuchać ludzi i szybko podejmować prawidłowe decyzje. Wtedy zyskuje się uznanie podwładnych.

D.B.: Jak Pan sobie radzi z koordynacją spraw budowy między projektantami, inwestorami i podwykonawcami? Kierownik budowy bierze na siebie największą odpowiedzialność, również za podwykonawców…
K.O.:
Przez wiele lat pracy na różnych inwestycjach nauczyłem się pracować z ludźmi i tak kierować swoim zespołem, żeby ta praca była sprawna i efektywna. Najważniejsze jest, żeby zbudować sprawny zespół, szczególnie przy dużych realizacjach, gdzie wymagane są różne specjalizacje i ta współpraca musi naprawdę dobrze funkcjonować. Ja specjalizuję się w realizacji robót i przykładowo moja późniejsza praca musi być już na wstępnym etapie projektu dobrze skoordynowana z działem, który przygotowuje inwestycje po stronie inwestora. Później, w już w trakcie budowy, stron, z którymi należy współpracować, jest jeszcze więcej – podwykonawcy, projektanci, nadzór inwestorski, państwowe służby, gestorzy sieci, okoliczni mieszkańcy itd. Trzeba nad tym na bieżąco panować i przewidywać ryzyka. Większość zadań oczywiście da się przewidzieć i zaplanować, bo wszystkie budowy są na swój sposób podobne. W innych krajach europejskich zajmują się tym specjalnie wyznaczone osoby. W Polsce kierownik budowy w większości przypadków musi sobie radzić ze wszystkim. Ponadto nasze prawo nakłada na kierownika budowy olbrzymią odpowiedzialność za wszystkie zdarzenia na placu budowy, mimo że nie zawsze ma on możliwość pełnej kontroli zdarzeń, szczególnie w przypadku dużych inwestycji. Moim zdaniem nasze prawo budowlane nie pasuje do aktualnego sposobu realizacji inwestycji. M.in. brak jest wymienionego wykonawcy jako uczestnika procesu budowlanego, który rzeczywiście realizuje roboty na podstawie umów zawartych z inwestorem. Brak jest też wymienionego kierownika projektu, który również podejmuje decyzje bardzo ważne dla przebiegu procesu budowlanego.

D.B.: Co Pana najbardziej pasjonuje w pracy, w zawodzie inżyniera i jakie światowe osiągnięcia inżynierskie najbardziej Panu imponują?
K.O.:
Może zabrzmi to śmiesznie, ale dla mnie najbardziej imponujące są piramidy egipskie, bo wyobrażając sobie stopień zaawansowania technologicznego w tamtych czasach, wciąż się zastanawiam, jak udało się zbudować takie obiekty. Ze współczesnych – to te najwyższe budynki, czyli przede wszystkim drapacze chmur realizowane w Dubaju, Chinach i aktualnie w Arabii Saudyjskiej.

D.B.: Kierownik budowy przestał być kierownikiem technicznym – zakres obowiązków jest dzisiaj znacznie szerszy. Czy jest w zawodzie coś, czego Pan nie lubi?
K.O.:
Wynika to z obowiązków, które nam narzuca prawo budowlane. Przy dużych budowach pojawia się mnóstwo dodatkowych spraw. Trzeba mieć umiejętność wybierania najtrudniejszych tematów. Drobne rzeczy, które nie generują zagrożenia, można przesunąć na później lub delegować nadzorowi budowy. Ważne są kluczowe decyzje, np. ustawienie ślizgu, za pomocą którego był wykonywany trzon budynku na Warsaw Spire. Do spraw, którymi zajmuje się kierownik budowy, dochodzi również wiele tematów związanych z organizacją budowy, sprawami bhp i pracowniczymi. Podczas realizacji budowy nie lubię, kiedy zdarza się coś, czego nie przewidziałem i czemu nie mogłem zaradzić lub zapobiec.

D.B.: Budowa Warsaw Spire to największe Pana doświadczenie inżynierskie niosące ze sobą również nietypowe techniczne wyzwania. Proszę opowiedzieć o wybranych.
K.O.:
Jest to największy projekt biurowy, w którym brałem udział. Prace na działce Warsaw Spire rozpoczęły się w połowie 2011 r. Pierwszym spektakularnym etapem, trwającym osiem miesięcy, było stworzenie najgłębszej ściany szczelinowej w Polsce, sięgającej 55 m poniżej poziomu gruntu. By porównać – 55 metrów odpowiada wysokości 20-piętrowego budynku mieszkalnego. Natomiast cała objętość wykopu pod projekt Warsaw Spire (230 tys. m3) porównywalna jest z kubaturą Zamku w Malborku (250 tys. m3). Potem nastąpił etap fundamentowania pod poszczególne części kompleksu oraz realizacja kondygnacji podziemnych. Już w maju 2013 r. powstały pierwsze kondygnacje naziemne 15-kondygnacyjnego budynku B. Ta część kompleksu została zrealizowana jako pierwsza i oddana do użytku w 2014 r., bliźniaczy budynek C – w 2015 r., natomiast najwyższy, 49-piętrowy budynek wieżowy został ukończony w maju 2016 r. Bardzo ciekawym uzupełnieniem jego funkcji biurowych jest plac Europejski – świetna inicjatywa ze strony inwestora i doskonałe dopełnienie projektu Warsaw Spire, który dzięki temu otworzy się na przestrzeń miejską i wniesie w nią nową wartość. Projekt ten był ogromnym wyzwaniem inżynierskim z racji swojej niespotykanej skali i prestiżu – to flagowa realizacja Ghelamco Poland i największy projekt biurowy w kraju, o łącznej powierzchni 109 tys. m2. Na wielu etapach realizacji mierzyliśmy się również z nietypowymi wyzwaniami. Przykładem może być tu montaż elewacji budynku wieżowego, z uwagi na jej niestandardową architekturę i wychylenie poza żelbetową konstrukcję. Szklane panele musiały zostać idealnie dopasowane do jej geometrii, a montaż wymagał zaangażowania ekip alpinistycznych oraz użycia specjalistycznych rusztowań i wysięgników. Inną ciekawą operacją był montaż 40-metrowych iglic na dachu budynku. Segment po segmencie były one podnoszone z placu rozładunkowego przez helikopter i montowane na obiekcie.

D.B.: Jakie nowoczesne rozwiązania i technologie zastosowano?
K.O.:
W Warsaw Spire zastosowaliśmy szereg rozwiązań, które są przyszłością obiektów biurowych. Obiekt jest flagowym przykładem zrównoważonego budownictwa i został certyfikowany na poziomie Excellent w systemie BREEAM. Będzie to pierwszy w Polsce budynek wyposażony w innowacyjne, energooszczędne windy double-deck. System double-deck pozwala na korzystanie z wind przez pasażerów znajdujących się na sąsiadujących piętrach. Windy te odzyskują część energii podczas wykonywanej pracy. W budynku wieżowym zainstalowaliśmy również nowatorski system wymiany cieplnej Samsung, który za pomocą odzysku ciepła czerpie energię, by potem wykorzystać ją do ogrzewania bądź chłodzenia zgodnie z poleceniem użytkownika. System DVM S Water HR składa się z ponad 170 agregatów VRF chłodzonych wodą, 3000 jednostek wewnętrznych typu kanałowego oraz 500 skrzynek odzysku ciepła, co przekłada się na moc nominalną urządzeń rzędu 7 MW i będzie stanowić największy projekt DVM S Water zrealizowany w Europie oraz drugi co do wielkości na świecie. Dla budynku opracowany jest ponadto model energetyczny umożliwiający wprowadzanie zmian w zakresie instalacji ogrzewania i chłodzenia w kolejnych latach funkcjonowania obiektu. Zmiany będą dostosowane do nowo pojawiających się na rynku rozwiązań oraz aktualnego zapotrzebowania energetycznego najemców. Model energetyczny pozwoli także na oszacowanie rzeczywistych oszczędności w porównaniu z innymi obiektami, przy uwzględnieniu obowiązujących przepisów. Standardem Ghelamco jest tworzenie budynków, które zużywają min. 25% energii mniej, niż przewidują normy krajowe, co umożliwia ubieganie się o unijny certyfikat GreenBuilding.

D.B.: Czy na Warsaw Spire spotkał się Pan z technologią, o której Pan nigdy nie słyszał i dopiero się Pan jej uczył?
K.O.:
Myślę, że takim rozwiązaniem jest technologia wykonania trzonu, tj. ACS, czyli Automatic Climbing System. Skorzystaliśmy na Warsaw Spire z technologii PERI, ale dostępne są równorzędne systemy, np. DOKA. Inną ciekawą technologią, którą spotkałem, wymagającą pracy 24h na dobę, był tzw. ślizg. W technologii tej został wykonany silos dla Lafarge na Kujawach oraz 10 klatek schodowych na Stadionie Narodowym. Do wykonania konstrukcji Warsaw Spire wykorzystano beton wysokowytrzymałościowy oraz zastosowano stal zbrojeniową wysokiej ciągliwości klasy C Epstal.

D.B.: Warsaw Spire jest na finiszu. Co jeszcze chciałby Pan w swoim życiu budować? Jakie jest Pana marzenie z tym związane?
K.O.:
Teraz marzę przede wszystkim o odpoczynku (śmiech), ale jestem otwarty na nowe wyzwania. Może jeszcze wyższy budynek. Po zakończeniu pracy zawodowej zamierzam zająć się wyłącznie swoim hobby – pszczelarstwem. Chciałbym, aby w przyszłości było ono moim sposobem na życie i źródłem utrzymania. Część elementów do uli oraz inny drobny sprzęt pasieczny wykonuję sam, z drewna i innych ekologicznych materiałów.

D.B.: Dziękuję za rozmowę.

PS