POLSKIE MIASTA NOSZĄ IMIĘ LEHMAN BROTHERS
Niedużo brakowało, a nasze miasta byłyby jedynie zlepkiem wieżowców, archipopisów i plątanin dróg szybkiego ruchu. Światowy kryzys oszczędził nam połowy tego dramatu. W styczniu 2008 roku w Katowicach spółka LC Corp kupuje niewielką działkę tuż przy drogowej Trasie Średnicowej za rekordową kwotę 80 mln złotych. Ma tu wyrosnąć gigantyczny, nawet 223-metrowy wieżowiec (nie rozumiem, skąd ta dokładność w podawaniu wysokości na etapie pierwszych koncepcji).
Bardzo szybko pojawiają się wizualizacje (słowo klucz) budynku projektowanego przez biuro Kuryłowicz & Associates. Prawdopodobnie najbardziej medialne biuro w Polsce czasów starchitektury.
Jednak katowickie plany Czarneckiego to nic w porównaniu z wizjami elektryzujących architektoniczne środowiska innych polskich miast. W tym czasie trwa budowa „wizytówki” wspomnianego już dewelopera w jego rodzinnym Wrocławiu. Na miejscu modernistycznego biurowca Poltegoru powstaje „najwyższy wieżowiec w kraju” – Sky Tower. Luksusowy, czyli drogi apartamentowiec z usługowym podium ma być widoczny z niemal każdego punktu miasta, za nic mając zabytkową panoramę stolicy Dolnego Śląska. Szybko okazuje się jednak, że nie taki Polak bogaty, i część pięter mieszkalnych przeprojektowywana jest na biura.
W przeciwieństwie do innych przypadków nieistotne jest nazwisko architekta. W rzeczywistości mocno scentralizowanego kraju stwierdzenie, że coś ma być wyższe niż w Warszawie, budzi wystarczające emocje.
15 maja 2008 roku do Gdańska „prosto z Paryża” (fakt odnotowany przez dziennikarzy) przylatuje Daniel Libeskind z wizją wielkiego osiedla mieszkaniowego na terenie tzw. Polskiego Haku. Dominantą ma być 193-metrowy wieżowiec (tym razem dokładność jest poparta jedną przesłanką, ale o niej później), przyćmiewający niezaprzeczalne ikony Trójmiasta: stoczniowe żurawie i wieże Kościoła Mariackiego. Inwestorem ma być izraelska firma Landmark Group. Nikogo nie zastanawia fakt, że plan miejscowy dopuszcza jedynie zabudowę wysokości maksymalnie 19 metrów, ani to, że deweloper nie ma działek, na których stanąć miałby ów kompleks.
Jednak wizje deweloperów w Gdańsku, Katowicach, Wrocławiu nijak mają się do szturmu inwestorów na Warszawę. Obok hotelu Marriott stanąć ma mieszkalny wieżowiec o nazwie Lilium Tower. Już w połowie 2007 roku pojawiają się pierwsze informacje, że coś wysokiego ma się na tej działce pojawić. W grudniu tego samego roku inwestor przedstawia projekt słynnej architektki uosobienia stararchitektury – Zahy Hadid. Obła wieża, przyćmiewająca modernistyczne bliźniacze Intraco II i Marriott, ma być kolejnym „najwyższym budynkiem w kraju”. Szybko do sieci przenika nowa wizja z londyńskiego biura Hadid. Lilium nie jest jedno, lecz cztery. Kształt dokładnie powielono, jedynie zmniejszając go, dwie z wież „stoją” w miejscu Dworca Centralnego. Zważyć trzeba na to, że w owym czasie wylano ogromną falę pomyj na modernistyczne dworce, głównie na wspomniany Centralny oraz brutalistyczny gmach z Katowic. Do teraz chyba nikt nie wie, czy owa wizualizacja była jedynie żartem czy marketingowym zagraniem dewelopera, chcącego wzniecić szum wokół planowanej inwestycji.
Szum trzeba wzniecać, bo w stolicy roi się od gorących nazwisk. Zaledwie 4 lata wcześniej otwarto, nota bene udany, biurowiec Metropolitan, którego projekt wyszedł spod ręki Normana Fostera, a po przeciwnej stronie dworca trwa już w najlepsze budowa Złotej 44, projektu „autora nowego WTC” (tak wtedy przedstawiano tego architekta, mimo że stwierdzenie to nie do końca jest uzasadnione) Daniela Libeskinda. Strzelista wieża ma być „jak orzeł” (cokolwiek ma to oznaczać) i ma mieć 192 metry wysokości (już wiemy, skąd dokładna wysokość gdańskiej wieży).
Warto zwrócić uwagę na obiekt o znacznie mniejszej skali, ale dużym znaczeniu symbolicznym. W stolicy trwają już intensywne prace nad budową pierwszego ekskluzywnego domu handlowego w Polsce. Kontrolowana przez specjalizujących się w luksusowych nieruchomościach braci Likus spółka Wolf Immobilien sarkofagiem z czarnego granitu przegradza historyczną oś ulicy Brackiej i zasłania widok z okien mieszkańcom sąsiedniego bloku.
Parcie na ikonę mają też samorządy. Do Łodzi przyjeżdża Frank O. Gehry, w rewitalizowanej okolicy dworca Łódź Fabryczna ma projektować Centrum Festiwalowe, głównie z myślą o festiwalu Camerimage. Budynek mógłby stanąć gdziekolwiek indziej, jak zresztą większość projektów jedynego architekta, który doczekał się swojego odcinka słynnej kreskówki „The Simpsons”. Podobne zapędy pojawiają się w innych wielkich miastach.
Równocześnie samorządy planują gigantyczne inwestycje drogowe. Na fali mocno spóźnionego zachłyśnięcia samochodem, nie patrząc na doświadczenia miast zachodnich, w centrach bądź bezpośrednim ich sąsiedztwie planuje się wielopasmowe drogi o charakterze bardziej autostrad niż miejskich alei. B
udowlany amok trwałby w najlepsze, gdyby nie ciąg zdarzeń zza oceanu. 15 września 2008 roku upada gigant, amerykański bank inwestycyjny Lehman Brothers. Mimo że katastrofa wisiała w powietrzu już od jakiegoś czasu, upadek spowodował lawinę na wszystkich giełdach świata, powodując tym samym największy po II wojnie światowej kryzys gospodarczy. Kryzys objawia się najwyraźniej w dziedzinie nieruchomości. Inwestorzy zagraniczni momentalnie wycofują się z wielkich projektów w Polsce i na innych rynkach wschodzących. Stopują też inwestorzy krajowi.
Najdroższa działka w Katowicach leży odłogiem. Dopiero z końcem 2013 roku rusza budowa niedużego biurowca, wartego zaledwie 59 mln złotych. Przypomnę, że działka, na której stanął, warta była niegdyś 80 mln. Pierwszy etap inwestycji jest już zakończony, z końcem tego roku otwarta zostanie druga część. Cokolwiek by mówić, biurowiec nie próbuje stać się ikoną Katowic, a dodatkowo ma pieszy pasaż z lokalami usługowymi. Gorzej niestety stało się we Wrocławiu. Sky Tower, mimo że „uspokojony” i nieco niższy (spadek z 258 do 215 m), otoczony rozjeżdżonymi trawnikami, sterczy nad miastem, nie pozwalając nam zapomnieć o śmiesznych już niedawnych aspiracjach. Niewiele brakowało, a budowa nigdy by się nie skończyła, zmieniono jednak biuro architektoniczne, a Leszek Czarnecki osobiście przejął kontrolę nad inwestycją.
Jeszcze ciekawsza sytuacja ma miejsce ze Złotą 44. Obiekt jeszcze w trakcie prac został w całości sprzedany innemu inwestorowi, który również ma problem ze sprzedażą mieszkań, co nie przyśpiesza zakończenia budowy. Złota zamiast orłem okazała się zebrą. Na tym przykładzie Polak chyba najbardziej dobitnie przekonał się, że nie można wierzyć wizualizacjom. Ponadto powstały tuż obok Cosmopolitan projektu Helmuta Jahna, dzięki swej nienachalnej, ale eleganckiej formie, znacznie bardziej przypadł do gustu potencjalnym klientom i mieszkańcom Warszawy, kończąc tym samym definitywnie modę na starchitekturę. Zarówno o Llium Tower, jak i o planach Libeskinda co do gdańskiego Polskiego Haku nikt już teraz nie pamięta. Dotyczy to zresztą dziesiątek innych niefortunnych projektów. Łódź wycofała się z budowy centrum Gehrego, pojawił się nawet pomysł zrealizowania obiektu w Bydgoszczy, gdzie przeniósł się Camerimage, co jeszcze bardziej podkreśla spadochronowy charakter projektu.
„Niestety” strumień pieniędzy z Brukseli nie wysychał, wręcz przeciwnie – dzięki spadkom złotego za obiecane euro można było wybudować więcej, z której to możliwości samorządy skrzętnie korzystały. Konurbację Śląską, Lublin i Gdańsk pocięły drogi szybkiego ruchu rodem z amerykańskich miast lat 60. Niemniej jednak rekompensują to w jakimś stopniu „pozytywne skutki kryzysu”. W międzyczasie wzrosła świadomość mieszkańców, a ruchy miejskie zyskały na znaczeniu, czego dobitnym przykładem jest mobilizacja krakowian przeciw organizacji kosztownych Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Nie przylatują już do nas architekci „prosto z Paryża”, a w Poznaniu deweloper wznoszący przy Rondzie Kaponiera „Bałtyk”, w folderach reklamowych informację, że projekt robiło słynne MVRDV, podaje na równi z planem budowy publicznego placu przed obiektem. We Wrocławiu powstają Nowe Żerniki, w Warszawie furorę robi niegrodzona (fakt, że muszę to zaznaczać, jest jeszcze trochę niepokojący) 19. Dzielnica. Powstało też trochę nowych planów zagospodarowania przestrzennego, choć ich jakość stanowi osobny temat.
Dużo też zmieniło się w naszych upodobaniach niearchitektonicznych, wręcz modne stało się kupowanie w dyskontach i second handach, co tłumaczy pustki w czarnym Vitkacu. Pamiętne było oburzenie warszawiaków na akcję promocyjną marki Luis Vuitton, która to otwarcie sklepu na parterze domu towarowego reklamowała wystawioną na chodniku gigantyczną walizką, a akcja ta trafiła w sam środek dyskusji na temat nadmiaru reklam w przestrzeni publicznej polskich miast. Mimo wszystko w największych aglomeracjach rośnie popularność komunikacji publicznej i rowerowej. Możemy na pewno stwierdzić, że na kolejne natarcie deweloperów jesteśmy przygotowani lepiej, co pozwoli nam pełniej wykorzystać ich kapitał.
Wojciech Lesiak
Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej, studiuje Architekturę na Politechnice Wrocławskiej, jeden z organizatorów warsztatów OSSA 2014 Katowice. Od czasu do czasu jako przewodnik oprowadza po Katowicach.