ROWEROWE MIASTA
Amsterdam i Kopenhaga – dwa przepiękne miasta, konkurujące ze sobą o tytuł rowerowej stolicy Europy. Jak to działa? Dlaczego te miasta odniosły rowerowy sukces pomimo ciężkich warunków atmosferycznych? Dlaczego pierwsze, co zrobi każdy rozsądny człowiek po przyjeździe tam na dłużej niż tydzień, to zakup własnego roweru?
Odpowiedź jest bardzo prosta – jest to najtańszy i najefektywniejszy środek transportu. Na rowerach jeżdżą wszyscy – biznesmeni, lekarze, politycy, kobiety w ciąży. Na rowerach jeździ się zawsze – w deszczu, śniegu, we mgle. Lato, zima – bez różnicy, autobusy w zimie niestety nie tanieją – trzeba wsiąść na rower i jechać do pracy lub szkoły. Standardowy turysta, przyjeżdżając tu na kilka dni, jest oszołomiony liczbą rowerzystów, korkami na ścieżkach rowerowych. Robi zdjęcia jak szalony wszystkim rodzajom rowerów, szczególnie tym z wózkami z przodu lub z tyłu, z minimum dwójką dzieci w środku. Zarówno w Holandii, jak i w Danii rower to środek lokomocji uniezależniający od motoryzacji, ułatwiający życie i zwiedzanie miast. Nie używa się kasków ani specjalnych rowerowych ubiorów. Jazda na rowerze to normalność. Widuje się ludzi nawet przeprowadzających się na rowerze – z walizką przywiązaną do zderzaka czy z pokaźnych rozmiarów szafą w przednim wózku. Zarówno w jednym, jak i drugim mieście jest więcej rowerów niż samych mieszkańców. Dlaczego? Każdy ma bowiem co najmniej dwa rowery – jeden, którym codziennie dojeżdża do pracy. I drugi, który stoi bezpiecznie zaparkowany w domu, przygotowany na specjalne okazje lub dla gościa.
Charakterystyka Amsterdamu i Kopenhagi, jeśli chodzi o długość dróg rowerowych, jest podobna. Wynosi ona około 400 km, przy czym powierzchniowo holenderska stolica jest ponad 2 razy większa od duńskiej. Liczba kilometrów w przypadku Kopenhagi odzwierciedla długą rowerową historię tego miasta – pierwsza ścieżka rowerowa powstała w 1892 r. Za zwieńczenie tej tradycji można uznać przyznanie przez Międzynarodową Unię Kolarską (UCI) stolicy Danii w 2007 r. tytułu „Rowerowego Miasta”. Infrastruktura dla rowerzystów w obu stolicach tak naturalnie łączy się z drogami, że staje się oczywista i nikt nie myśli, aby mogło być inaczej. Rowerzyści mają pierwszeństwo na skrzyżowaniach – co dla niewprawnego kierowcy może być bardzo uciążliwe.
Wszyscy słusznie zachwalają Amsterdam i Kopenhagę z powodu długości ścieżek rowerowych, lecz faktem jest, że gdyby nie one, to centra obu ośrodków miejskich byłyby zupełnie niedostępne. Miejsc parkingowych w centrach jest bowiem bardzo mało, a jak już są, to bardzo drogie (30 kr/h w Kopenhadze, 3 euro/h w Amsterdamie). Podatki od samochodów kształtują się na niezwykle wysokim poziomie, nawet dla osób przyjeżdżających na pobyt czasowy (im starsze auto tym wyższy podatek). Kary za pozostawienie samochodu w miejscu niedozwolonym lub nieuiszczenie opłaty za parking są również dotkliwe (650 kr w Kopenhadze, 100 euro w Amsterdamie). Dlatego też stosuje się rozwiązania gigantycznych parkingów Park&Ride na obrzeżach miast, które są dobrze skomunikowane z centrum.
Zarząd miast stara się udogodnić rowerzystom życie pod każdym względem. Parkingów rowerowych w centrach miast jest coraz więcej. Potężne, dwupiętrowe parkingi można znaleźć przy każdej większej stacji metra. Na trasie bardzo często można spotkać punkty z kompresorami, które pozwalają uzupełnić powietrze w kołach. W Kopenhadze kosze na śmieci przy ścieżkach rowerowych pochylone są w stronę rowerzysty, tak aby ułatwić mu trafienie w trakcie jazdy. Są tam również stojaki do oparcia nogi, dzięki którym stojąc na czerwonym świetle, nie trzeba zsiadać z roweru. Jest to fantastyczne miejsce dla reklamodawców – zdarza się, że czekając na zielone światło dostaje się ulotkę, wodę czy nawet croissanta z pobliskiej piekarni.
Sukces tych miast nie polega na ich bogactwie. Ale na zmianie sposobu myślenia całego społeczeństwa. To działa jak rozpędzona lawina. Pomaga w tym oczywiście konsekwentna polityka zarówno Danii, jak i Holandii w budowaniu lub po prostu wydzielaniu nowych ścieżek rowerowych w procesie planowania przestrzennego w całym kraju.
Jako Polacy powoli stajemy się coraz bardziej świadomi potrzeby rowerowego renesansu w naszych miastach. Coraz więcej jest inicjatyw typu „Rowerowe Katowice” czy „Rowerem przez Kraków”. Śledząc jednak działania naszych urzędów, można domyślać się, że przed nami jeszcze długa droga, by stać się miejskim wzorem do naśladowania. Trzeba jednak brać przykład z zachodnich miast i być dobrej myśli.
Patrycja Lyszczyk
Studentka Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej. Po semestralnej wymianie studenckiej w Kopenhadze odbyła półroczną praktykę w amsterdamskim biurze architektonicznym.