Home News UNIBEP SA – BO NAJWAŻNIEJSZA JEST PAMIĘĆ
UNIBEP SA – BO NAJWAŻNIEJSZA JEST PAMIĘĆ
0

UNIBEP SA – BO NAJWAŻNIEJSZA JEST PAMIĘĆ

0
0

Jesteśmy dumni z tego, że wyremontowaliśmy lub stworzyliśmy od podstaw miejsca pamięci narodowej, głównie na Wschodzie – mówi Jan Gliński z Unibep SA z Bielska Podlaskiego. – Dzięki takim pracom poznajemy historię Polski i Polaków z zupełnie innej, często nieznanej strony.

21 miejsc upamiętnienia na Ukrainie, po dwa miejsca w Rosji i Norwegii – to wkład Unibep SA we wspieranie pamięci o Polakach mieszkających w różnych częściach Europy. Czasem było trudno – m.in. brak wsparcia lokalnych władz, wrogość lokalnej społeczności – ale najważniejsze było oddanie hołdu rodakom, którzy byli ofiarami wojen lub lokalnych walk.

TAK TO SIĘ ZACZĘŁO
Spółka z Bielska Podlaskiego na początku XXI wieku była częścią wielkiej firmy budowlanej Budimex Dromex SA. W 2003 roku usamodzielniła się – korporacja postanowiła pozbyć się tzw. spółek parterowych (wykonawczych). – Przygoda z miejscami upamiętnień zaczęła się przez… przypadek – wspomina Jan Gliński. – W ramach współpracy Unibepu i Budimeksu prowadziliśmy wiele prac na Ukrainie. Wybudowaliśmy chociażby dwie polskie szkoły w tym kraju – w Gródku Podolskim i w Mościskach, realizowaliśmy pawilony handlowe m.in. we Lwowie i Czerwonogrodzie. W związku z 60. rocznicą tragedii wołyńskiej Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zgłosiła się do Budimeksu z propozycją postawienia miejsca upamiętnienia w miejscowości Poryck (na Ukrainie nosi nazwę Pawliwka). To nie była duża inwestycja – według projektu należało wykonać dwa krzyże, dwie tablice z nazwiskami ofiar oraz wykorzystać trzy stare kolumny, które miały być konstrukcją dzwonnicy. – Budimex zapytał szefów Unibepu, czy nie podjęlibyśmy się wykonania tego zadania – wspomina Jan Gliński. – Usłyszałem od prezesa: „Janek, twoje doświadczenie z pracy na Wschodzie jest tutaj bezcenne, na pewno sobie poradzisz”. Wszystko policzyliśmy i złożyliśmy do Rady Ochrony ofertę, która została przyjęta. To było pierwsze miejsce upamiętnienia, które realizowaliśmy. Mimo że Unibep miał wszystkie zgody i pozwolenia na budowę miejsca upamiętnienia, praca szła bardzo ciężko – zakres robót, który był opisany na tydzień, przedłużył się do ok. półtora miesiąca. Były potworne kłopoty z komunikacją – mimo że pracownicy mieli telefony komórkowe, to musieli jechać po kilkanaście kilometrów, by mieć zasięg, by móc się z kimkolwiek porozumieć. Trzeba pamiętać, że to było 15 lat temu… – Ale najgorsza była współpraca z miejscową władzą i lokalną społecznością. Gdy były oficjalne wizyty, np. sekretarza Rady Ochrony Andrzeja Przewoźnika i gubernatora ukraińskiego regionu, wszystko wydawało się dograne i wyjaśnione. Gdy polska delegacja odjeżdżała, przeżywaliśmy trudne chwile – dodaje Jan Gliński. – Doszło do tego, że w dniu, gdy zaplanowaliśmy wykonanie fundamentów pod krzyże i tablice, spotkała nas niemiła niespodzianka – przyjeżdżamy rano na miejsce, a tutaj wszystkie wykopy są zasypane, zasadzona trawa. Betoniarki już stały w bramie wjazdowej, a my musieliśmy szybko robić nowe wykopy. Koszmar. Ale jestem człowiekiem upartym, nie zrażają mnie nawet duże problemy… Projekt musiał zostać zmodyfikowany – w Porycku stanęły dwa krzyże i dwie tablice. 11 lipca 2003 roku pomnik został odsłonięty przez prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Leonida Kuczmę. Był to pierwszy pomnik ofiar ukraińskich nacjonalistów, na który zgodziły się ukraińskie władze.

NA ZIEMI SĄSIADÓW
– To właśnie przy okazji realizacji pomnika w Porycku poznałem pana Andrzeja Przewoźnika. Człowiek był bardzo oddany sprawie upamiętnienia miejsc, gdzie żyli Polacy – dodaje Jan Gliński. – Byliśmy w stałym kontakcie z Andrzejem Przewoźnikiem. Jako Unibep pokazaliśmy, że umiemy się poruszać po trudnym, ale i delikatnym terenie, czyli po Ukrainie. Pamiętajmy, że ciągle dotykaliśmy niełatwej, pogmatwanej historii. Naszym celem był szacunek do pochowanych tu Polaków, bez zrażania do siebie lokalnego społeczeństwa. Myśmy swoje robili spokojnie, bez rozgłosu. – Dlatego musiałem „przestawić się”: przecież budowaliśmy polskie miejsca pamięci na ziemi ukraińskiej i to oni są tam gospodarzami i właścicielami – twierdzi Jan Gliński. – To oni dyktowali wszystkie warunki, mogli kazać nam coś zmienić. Albo mogli zakazać wstępu na jakiś teren.

NAJPIERW REKONESANS, PÓŹNIEJ PRACA
Zanim Unibep cokolwiek zrobił na Wschodzie, wcześniej wysyłał ekipę na rekonesans logistyczny i… historyczny. – Przecież musieliśmy wiedzieć, jak tam dojechać, jaki jest potencjał podwykonawców, jaka jest logistyka itd. Na podstawie tej wizyty była przygotowana oferta dla Rady Ochrony – dodaje Jan Gliński. – Jadąc na rekonesans, miałem już projekt, co chcemy postawić w danym miejscu. Może nie zawsze były wszystkie uzgodnienia i projekty nie były zrobione przez architektów, ale ogólny zarys inwestycji był znany. Jak się okazało, odnalezienie miejsc pamięci zajmowało więcej czasu niż samo wykonanie zlecenia. W takich przypadkach ludność miejscowa była bardzo pomocna. – Szukaliśmy najstarszych mieszkańców i pytaliśmy ich, gdzie są interesujące nas miejsca. W większości przypadków otrzymywaliśmy pomoc – opowiadali, co się stało, gdzie zostali pochowani Polacy. Co znamienne – im dalej na wschód Ukrainy, tym było łatwiej rozmawiać z ludźmi i władzami. Im bliżej granicy, tym było gorzej – dodaje Jan Gliński. Dla Rady Ochrony pracowali tak znani architekci, jak np. Jan Beyga czy Marek Moderau. To według m.in. ich projektów powstawały specjalne tablice pamięci, krzyże czy cmentarze. To ich wizje były realizowane przez ekipę Unibepu i współpracujące firmy. Prócz tego Unibep dostawał opisy historyczne miejsc pamięci przygotowywane przez ekspertów.

SKAZANI NA WSPÓŁPRACĘ
– Po dwóch pierwszych realizacjach miejsc pamięci doszedłem do wniosku, że trzeba zaprzyjaźnić się z polskimi konsulatami, bo potrzebowaliśmy ich pomocy. Przejęliśmy chociażby przewóz elementów granitowych przez granicę, bo wszystkie części pomników były wykonywane w Polsce, a na Ukrainie następował jedynie ich montaż. Konsulowie bardzo nam pomogli, np. przy okazji odpraw celnych – wspomina Jan Gliński. – Proszę sobie wyobrazić cztery tiry wyładowane granitem i piaskowcem, które stoją na przejściu granicznym. Kolumna składała się z samochodu policyjnego, auta straży granicznej, auta z Unibepu, czterech tirów, a jej całość zamykał kolejny samochód policyjny. I taki transport jechał do Lwowa, gdzie w ciągu jednego dnia została zrobiona odprawa celna, a to oznaczało, że można było swobodnie dysponować materiałami, które przyjechały z Polski. To znacznie ułatwiało i przyspieszało pracę. Unibep był skazany na współpracę z polskimi konsulatami, z ukraińskimi władzami miejskimi, lokalną społecznością i ukraińskimi firmami podwykonawczymi. – Główne prace budowlane w miejscach upamiętnienia robiła firma ukraińska, której szefem był człowiek mający polskie korzenie – jego babka była Polką. Poznałem się z nim przy okazji pracy w szkole w Mościskach. Zapytałem, czy zechce współpracować przy budowie miejsc upamiętnienia. Zgodził się, pracujemy razem od lat. Obecnie jesteśmy bardzo zaprzyjaźnieni. To, że jednocześnie słychać było język polski i język ukraiński, pozwalało nam bezpiecznie i dobrze budować. Ale były też nieprzyjemne momenty. Ukraińcy prowokowali, czasem mówili: dlaczego służysz polskim panom? Na szczęście nie zdarzało się to często. Zdarzyło się, że wszystko przygotowaliśmy, m.in. wymurowaliśmy ogrodzenie i wystarczyło przywieźć oraz zamontować tablice, kiedy okazało się, że ktoś zaorał pole wokół pomnika i musieliśmy wynająć ciężkie traktory gąsienicowe, by móc dostarczyć tablice na miejsce – wspomina Jan Gliński. Największa inwestycja Unibep SA związana z miejscami upamiętnienia? To zdecydowanie czwarty cmentarz katyński, czyli Bykownia w Kijowie, zrealizowany w 2012 roku. – Bykownia „przewijała się” w rozmowach z Andrzejem Przewoźnikiem od 2005 roku – wspomina Jan Gliński. – Niestety minister Andrzej Przewoźnik nie doczekał zakończenia tej realizacji, zginął w katastrofie smoleńskiej. Inwestycję kończyliśmy z sekretarzem Rady Ochrony Andrzejem Kunertem. Realizacja Cmentarza Wojskowego w Bykowni była nie lada wyzwaniem. Także pod względem historycznym. Według szacunków właśnie w tym miejscu spoczywają szczątki części z 3435 obywateli polskich z tak zwanej „ukraińskiej listy katyńskiej” – w tym oficerów wojska polskiego, policjantów i urzędników, ofiar zbrodni katyńskiej, których miejsca pochówku do tej pory oficjalnie nie odnaleziono. Na terenie lasu odkryto liczne przedmioty pochodzenia polskiego (przeszło 4000 sztuk), w tym m.in. jamę o rozmiarach 3 x 3 m głęboką na 2,5 m, zawierającą wyłącznie przedmioty polskie należące do wielu osób, np. ponad 70 par polskich butów wojskowych. W wyniku badań i analiz do 4 czerwca 2011 roku ustalono nazwiska 9 polskich ofiar pogrzebanych w Bykowni. Łączna liczba polskich ofiar pochowanych w tym miejscu została oszacowana przez archeologów na ok. 1700. 30 czerwca 2011 roku w Bykowni odbył się symboliczny pogrzeb 492 polskich ofiar wydobytych z dołów śmierci. – W trakcie budowy cmentarza w Bykowni od strony ukraińskiej przejęliśmy znaczną część robót przy cmentarzu. Zrobiliśmy m.in. drogę dojazdową, doprowadziliśmy prąd i wodę – wspomina Jan Gliński. Został wybudowany cmentarz z tablicami, gdzie znalazły się nazwiska ok. 3,5 tysiąca ofiar z tzw. listy ukraińskiej. Unibep zrealizował całą część konstrukcyjno-budowlaną, wszystkie elementy granitowe wykonał nasz konsorcjant, firma Furmanek.

UROCZYSTOŚCI MNIEJSZE I WIĘKSZE
Przeważnie wszystkie inwestycje kończyły się uroczystościami. Wszystko zależało od skali i zaangażowania politycznego władz Polski i Ukrainy. Bykownia była wyjątkowa – 28 listopada 2011 roku Prezydent RP Bronisław Komorowski i Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz wmurowali akt erekcyjny pod budowę Polskiego Cmentarza Wojennego w Bykowni, zaś uroczyste otwarcie i poświęcenie cmentarza nastąpiło 21 września 2012 roku z udziałem obu prezydentów oraz okolicznych mieszkańców. – Pamiętam, że w Borszczówce miała miejsce uroczystość otwarcia miejsca upamiętnienia, podobnie w Jeziornej. Ale np. w Lidawce nie było uroczystości. Prócz miejsc upamiętnienia na Wschodzie Unibep SA wyremontował również cmentarz w Håkvik, ok. 12 km od Narwiku w Norwegii. Spoczywają tam liczni żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Pomógł także uporządkować
cmentarz w Narwiku, którym opiekuje się Polka mieszkająca w Norwegii. – To był taki czyn społeczny naszych pracowników – śmieje się Jan Gliński. Pracownik Unibep SA zawsze pasjonował się historią, zwłaszcza II wojny światowej. – Ale nigdy nie przypuszczałem, że budowa miejsc pamięci może tak wciągnąć i pochłonąć. Poznałem historię Polski na Ukrainie z drugiej strony, innej, często mało znanej. Było przy tym wiele emocji, a historia tych miejsc, tych wydarzeń, nigdy nie była biało-czarna. Jest to cała paleta szarości – nie ma wątpliwości Jan Gliński. Wcześniej Unibep SA miał umowę na opiekę nad pomnikami na Ukrainie, pracownicy bielskiej spółki odwiedzali miejsca upamiętnienia 3–4 razy w roku, robili porządek itp. Dziś nikt się tym nie zajmuje – opiekę powinno sprawować państwo, na terenie którego są pomniki. Ale dla Ukrainy, która boryka się w trudnościami, m.in. ekonomicznymi, ta działalność nie jest priorytetowa. – Całe szczęście, że ludność cywilna dba o miejsca upamiętnienia. Przy okazji chociażby święta zmarłych są i znicze, i kwiaty, ktoś sprząta groby – kończy Jan Gliński. – Jestem dumny z tego, że moja firma „dołożyła swoją cegiełkę” do upamiętnienia Polaków, którzy zginęli za granicą. Bo najważniejsza jest pamięć – na historii można budować przyszłość.

open