SPIRALA INFLACYJNA
Na inflacji tracimy wszyscy, choćby dlatego, że nieproporcjonalną część energii będziemy musieli tracić na stałą walkę o to, by się nie znaleźć wśród poszkodowanych – komentuje WITOLD ORŁOWSKI, Główny doradca ekonomiczny PwC Polska.
W Polsce mamy obecnie bardzo silny impuls wzrostu cen wynikający z wojny w Ukrainie (dotyczy to zwłaszcza cen paliw i żywności). Ale z drugiej strony mamy też do czynienia z wyraźnymi „efektami drugiej rundy”, czyli szybkim wzrostem płac, a także wydatków rządowych wymuszających dodruk pieniądza przez NBP. Trudno o ścisłe wyliczenia, ale intuicyjnie powiedziałbym, że oba te efekty odpowiadają pewnie mniej więcej po połowie za obecną inflację.
Polska rzeczywiście należy do krajów o najwyższej dynamice wzrostu cen. Przyczyna jest dość prosta. Otóż u nas impuls inflacyjny, który przyszedł wraz z wojną, nałożył się na efekty proinflacyjnej polityki prowadzonej przez nasz rząd od lat. Od lat rząd ogłaszał, że jego głównym zadaniem jest zwiększanie poziomu płac w gospodarce. Służyło temu zarówno podwyższanie płacy minimalnej, jak i polityka rynku pracy prowadząca do niedoborów podaży (np. obniżenie wieku emerytalnego). Sama ta polityka mogłaby być realizowana, gdyby rząd jednocześnie umiał doprowadzić do wyraźnego wzrostu inwestycji, dzięki któremu odpowiednio silnie wzrosłaby wydajność pracy. Niestety, od roku 2015 relacja inwestycji do PKB zamiast wzrastać, obniżała się, spadając z ponad 20% do 18% w przededniu pandemii, a obecnie poniżej 17% (jest to najniższa relacja inwestycji do PKB w historii gospodarki rynkowej w Polsce).
Inflacja nie musi być śmiertelnym zagrożeniem, jeśli umie się działać w warunkach inflacyjnych. Natomiast bez wątpienia trudną kwestią dla budownictwa w okresie inflacji jest problem czasu: w budownictwie pieniądz jest często zamrażany na stosunkowo długi czas, a zawierane umowy mogą dotyczyć długiego okresu. I wówczas niepewność co do tempa zmian kosztów i cen jest wielkim ryzykiem.
Drugim problemem jest to, że wysokiej inflacji prędzej czy później towarzyszą wysokie stopy procentowe, a to może zniechęcać firmy do brania kredytu inwestycyjnego oraz kredytów na budownictwo mieszkaniowe.
Warto jednak dodać coś jeszcze: wśród wielu zagrożeń stojących dziś przed Polską jest również ryzyko silnej recesji. Jeśli do tego dojdzie, wzrośnie ryzyko bezrobocia i żądania płacowe gwałtownie wyhamują. To zmniejszyłoby ryzyko inflacyjne, ale niestety za cenę recesji. Jeśli światowe ceny surowców energetycznych wyhamują, a w Polsce nie dojdzie do ciężkiej recesji, to najprawdopodobniej inflacja osiągnie swój szczyt gdzieś jesienią, zapewne poniżej 20%, a potem się obniży, ale nadal do poziomu dwucyfrowego. I taka inflacja może się utrzymywać latami.
Na inflacji tracą słabsi, a zyskują silniejsi, którzy są w stanie wymusić odpowiedni wzrost swoich cen w stosunku do swoich kosztów. Ale zasadniczo na inflacji tracimy wszyscy, choćby dlatego, że nieproporcjonalną część energii będziemy musieli tracić na stałą walkę.