1. Home
  2. Architecture Design
  3. To właśnie artyści przełamują schematy
To właśnie artyści przełamują schematy
0

To właśnie artyści przełamują schematy

0

18 sierpnia br. w Fabryce Domów Modułowych Unihouse SA w Bielsku Podlaskim odbyła się oficjalna prezentacja dzieła Leona Tarasewicza, które następnie stało się ważnym punktem wystawy w Pawilonie Polskim w czasie Expo 2020 w Dubaju. Autor swoje dzieło malował przez dwa pierwsze tygodnie sierpnia w hali produkcyjnej Unihouse SA. To największy obraz artysty namalowany na płótnie. Z profesorem Tarasewiczem rozmawia Wojciech Jarmołowicz, Prezes Fundacji Grupy Unibep Unitalent.

Wojciech Jarmołowicz: Artystom, jak się okazuje, zdarza się pracować nad swoimi działami w bardzo różnych miejscach. Które przestrzenie, będące tłem pracy, zapadły Panu w pamięć?

Leon Tarasewicz: Sporo tego było… Niewątpliwie Barcelona.

Rzadko się bowiem zdarza, by stolica Katalonii oddała zagranicznemu artyście na miesiąc swój największy plac, aby na kamieniach można było zrobić pracę między palmami.

Udało mi się zrobić pracę w Kościele Świętej Trójcy w Lublinie. Warto wspomnieć, że kilka wieków wcześniej w tym kościele na nabożeństwie stał ród Chodkiewiczów – Aleksander, Grzegorz i Hieronim. Robić tam pracę – na profilu 20 centymetrów od ściany, a na tych ścianach są prace z 1417 roku, wykonane przez mistrza Jana oraz jego pomocników z Wilna, malarstwo bardzo dobrej jakości – to jest wielka atrakcja i wyjątkowe doświadczenie.

Pamiętam także realizację schodów w Zachęcie. Gdyby nie pan Wiktor Piwkowski, ówczesny szef firmy PERI, która sfinansowała instalację, i pani dyrektor Zachęty, która pozwoliła mi malować tylko schody, to mogłoby nie dojść do realizacji tego pomysłu. Ale dla mnie malowanie podłogi, po której chodzili najwięksi artyści oraz ludzie związani ze sztuką, po której wnoszono najważniejsze obrazy w historii Polski, to było wielkie wyzwanie i wielka atrakcja. Takich chwil się nie zapomina.

Poza tym cenię sobie wystawę w supraskim klasztorze. W jej centrum była ikona Przemienienia Pańskiego prof. Jerzego Nowosielskiego, która przyjechała z Lublina z KUL. Ja operowałem światłem w pomieszczeniu o wymiarach 2 na 4,5 metra. Jak już mówiłem, wystawa była w Supraślu – w klasztorze, który od XV wieku był jednym z trzech najważniejszych punktów intelektualnych na mapie Wielkiego Księstwa Litewskiego, bo wtedy Supraśl równał się z Wilnem i Kijowem. To są rzeczy bardzo ważne, jeśli można je wykonać.

Przede mną jeszcze kilka wyzwań. Powiedziałem Miladzie Ślizińskiej, z którą pracowaliśmy i pracujemy, zaczynając od Galerii Foksal aż po kuratorską wystawę w Zamku Ujazdowskim, aby znalazła kontakt, by można było zrobić coś w rosyjskim Królewcu. Dla mnie to istotne, gdyż w tym mieście moja mama przez dwa lata pracowała w fabryce podziemnej. Czyli są to sentymentalne rzeczy.

W.J.: Nad największym obrazem, jaki dotychczas namalował Pan na płótnie, pracował Pan w hali Unihouse. Jakie warunki tworzyło produkcyjne tło dla artystycznych działań?

L.T.: (śmiech) W domu nie mogłem tego malować – od podłogi do sufitu mam 3,2 metra, tymczasem w pawilonie polskim w Dubaju wysokość jest 3,5 m, dlatego moja praca ma wysokość 3,4 m – tak, by wszystko pasowało i nie było problemów z montażem.

Tu, w hali produkcyjnej, dobrze mi się pracowało, było wszystko, co było mi potrzebne. Produkcja modułów wykonywanych przez Unihouse nie jest wcale taka głośna – nawet w trakcie malowania mogłem posłuchać audiobooka. To było dla mnie ważne, bo jeśli malujesz, jesteś skoncentrowany na pracy, a jak jest tylko cisza, to wtedy nawet niezbyt głośne dźwięki do ciebie dochodzą i rozpraszają, a monotonność książki czy muzyki odcina cię od otoczenia.

Poza tym serwis ze strony Unihouse był niemal perfekcyjny – i obiady, i palarnia, gdzie można było usiąść, zapalić cygaro i uspokoić nerwy, by nie zmarnować obrazu. Myślę, że nasza kooperacja zdała egzamin.

W.J.: Ludzie z Unihouse są dumni, że w miejscu ich pracy powstało dzieło prof. Tarasewicza. Podczas jego powstawania mówili, że z dnia na dzień obraz im się coraz bardziej podoba…

L.T.: By ten obraz zrozumieć, trzeba byłoby poznać historię sztuki. Proszę nie traktować tych słów jako jakiejkolwiek krytyki, ale ludzie konserwatywni, ludzie ze wsi, robotnicy, oceniają pracę: czy to jest ładne czy nieładne. A jak coś jest ładne, to w sztuce są małe szanse, by o dziele pamiętać, by zostało ono z nami na lata. Poza tym przeważnie chcemy zobaczyć krowę, konia czy lecące spodki, czyli coś, co znamy… Ale czy będąc w lesie widzimy pewne zjawiska wizualne, jak chociażby słońce przebijające się przez konary drzew? Czy widzimy, jak zmienia się las wraz z różnymi porami roku? Dlatego trzeba to zrobić, pokazać, by ktoś to zauważył. Ja sam także przechodzę ten proces… Czasem okazuje się, że to, co wymyśliłem, jest bardzo prymitywną rzeczą, a po namalowaniu obrazu widzę w otoczeniu, w pejzażu, rzeczy, których poprzednio nie widziałem. Ja także podlegam procesowi zmian patrzenia na nasze otoczenie. Przecież świat zmienia się codziennie – wokół mamy coraz więcej nowych rzeczy. Poza tym w fabryce niepotrzebni są ludzie, którzy zajmują się sztuką, potrzebni są fachowcy, rzemieślnicy, którzy zajmują się tym, co mają zrobić. Generalnie to fajni ludzie, z którymi można było porozmawiać i o gołębiach, i o historii. Normalni, życzliwi.

W.J.: Przez dwa tygodnie swojej pracy mijał Pan moduły produkowane w fabryce. Co Pan o nich myśli?

L.T.: Jak siedzę na radach wydziału ASP, to często się po prostu nudzę. I wtedy coś tam rysuję na papierze w kratkę. I od dawna projektuję segmenty podobne do tych, które są produkowane w fabryce w Bielsku. Kolejne etapy produkcji widzę oraz szanuję, bo na skalę przemysłową robiłbym je tak, jak robi to Unihouse.

Ale jest kilka różnic… Marzy mi się zbudować budynek, który byłby wbudowany w skarpę, ale potrzebne by były okna na całą ścianę. W zamyśle to byłby szereg budynków otwartych na pejzaż, ale przysłoniętych ziemią, których nie byłoby widać. Chciałbym, by przez wszystkie moje segmenty przepływał strumyk wody.

Chciałbym zrobić taki budynek, który ma wymiary 8 na 3 metry, byłby zbudowany z pleksi lub innego podobnego materiału, gdzie jego jedna strona byłaby przezroczysta. I taki segment zakopałbym na brzegu rzeki – wtedy miałbym jedną trzecią budynku nad wodą, jedną trzecią w wodzie i jedną trzecią w ziemi. Taki budynek umieściłbym na zakręcie, aby woda go czyściła, by nic na ścianie się nie osadzało. Oto moje pomysły, cały czas pracuję nad projektem, rozwijam go. Może kiedyś taki moduł powstanie…

W.J.: Zna Pan ideę Xylopolis, ideę udanego mariażu naturalnego lasu i nowoczesnej technologii, tak by była to symbioza natury oraz cywilizacji. Jak Pan ją ocenia?

L.T.: Żyjemy jeszcze w takim czasie, że widzimy las. Jak obserwuję, co robi dzisiejsza władza – bo lasy cięte są na potęgę, a ludzie, którzy w moich okolicach robią bimber, nie mają się gdzie schować – nie wiem, czy będzie puszcza czy tylko mały młodniaczek od Knyszyna po Bobrowniki i tylko ścisły rezerwat w Puszczy Białowieskiej. Może i zasadzą las, ale by on był rzeczywiście prawdziwym lasem, będziemy musieli poczekać z 80 lat.

Dlatego naszym moralnym obowiązkiem jest przekazanie bogactwa, które jest w Podlaskiem, pokazanie lasów i drzew, tym bardziej że prezentujemy to w Dubaju, gdzie są tylko piaski. Oni mogą przywieźć nam pawilon, który jest poświęcony pustyni, bo pustynia wydaje się, że jest pusta, ale tam żyje dużo zwierząt oraz jest to bogate środowisko.

Poza tym dobrze, że projekt Xylopolis jest robiony w kooperacji kilku poważnych podmiotów. Życzę sobie, by ten pawilon o drewnie – po powrocie z Dubaju – był dla Białegostoku tym, czym dla Paryża jest wieża Eiffla.


Xylopolis to szereg działań z zakresu edukacji ekologicznej połączonych z wystawą, którą w dniach 1–24 października 2021 r. można zobaczyć podczas Expo 2020 w Dubaju. Autorami koncepcji Xylopolis jest zespół ekspertów z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego, Instytutu Ochrony Środowiska – Państwowego Instytutu Badawczego, Ministerstwa Klimatu i Środowiska, Fundacji Grupy Unibep Unitalent oraz Politechniki Białostockiej. Realizację dzieła prof. Leona Tarasewicza w fabryce Unihouse SA zainicjował Marszałek Województwa Podlaskiego.


Fot. Mateusz Duchnowski/UM Województwa Podlaskiego