Zostałem poproszony o wypowiedź na dowolny, lecz aktualny temat z zakresu budownictwa. Nie przychodzi mi to łatwo, bo wypowiedź ta zbiega się z 80-leciem moich urodzin, z których to aż 67 lat było w mniejszy lub większy sposób związanych z budownictwem. Zatem będzie i w tej wypowiedzi trochę retrospekcji. Zacznę od szkoły średniej, Technikum Budowlanego Ministerstwa Budownictwa Przemysłowego w Krakowie. Uczyli nas tam bardzo dobrze zawodu, głównie starsi przedwojenni fachowcy. Była to techniczna szkoła średnia, w której przedstawiono nam budownictwo w szerszej perspektywie, nie tylko od strony rzemiosła, ale też celów, jakie ma do osiągnięcia budownictwo.
I tu należy się „przytyk” do traktowania po macoszemu średniego wykształcenia technicznego w Polsce po transformacji ustrojowej w 1989 r. Byłem wówczas na praktyce budowlanej przy budowie Wielkiego Pieca nr 3 w Hucie im. Lenina, i tam zetknąłem się z efektywnym zarządzaniem budową – jako „polem walki” pozbawionym zbędnej biurokracji. Po prostu liczył się czyn, wynik, a nie „papierowa robota”. Już wówczas polubiłem budownictwo jako dyscyplinę kreatywną, twórczą, której efekty w postaci okazałych budowli czy budynków mogą „porażać” przeciętnego człowieka. Jako zawód wolny, o którego sukcesie decyduje wiedza, kwalifikacje i predyspozycje psychiczne każdego zatrudnionego w nim człowieka. Jako zawód, w którym, jak na polu walki, zmagamy się z otoczeniem, przyrodą, zróżnicowanymi ludźmi, jakich celem jest przeobrazić projekt w konkretne dzieło. Jest to zawód fascynujący, jeden z najstarszych zawodów świata, który istniał, istnieje i zawsze istnieć będzie. Nieraz radziłem studentom wyjrzeć przez okno i zobaczyć, że większość tego, co widzą, jest dziełem „budowniczych”: domy mieszkalne, obiekty użyteczności publicznej, drogi i mosty czy dymiące kominy w elektrociepłowniach. Jest to zawód zaufania publicznego, ale też zawód bezpieczeństwa publicznego. To my, inżynierowie budownictwa, odpowiadamy za bezpieczeństwo obiektów i znajdujących się w nim ludzi, musimy stawiać czoła różnym dziwnym pomysłom współczesnych architektów, dla których główną wykładnią jest dekonstruktywizm i szokowanie społeczeństwa swymi, nierzadko rewelacyjnymi, pomysłami. Stąd też dziwi mnie chęć deprecjonowania naszego zawodu przez czynniki rządowe (brak Ministerstwa Budownictwa), przez Polską Izbę Architektów, które pragną wyłączności na sterowanie procesami budowlanymi. Może byłbym za tym, gdyby wydziały architektoniczne polskich uczelni technicznych były wydziałami architektoniczno-budowlanymi, tak jak np. w Wielkiej Brytanii. Smuci mnie, że coraz większa liczba studentów wydziałów inżynierii lądowej kończy edukację na I stopniu studiów, będąc nie w pełni przygotowanymi do zawodu, z chęci znalezienia pracy i zdobycia środków na życie. Stąd też w dalszym ciągu duża liczba błędów projektowych i wykonawczych, a w konsekwencji awarii budowlanych. W sumie jestem jednak optymistą. Polska pięknieje w oczach, podejmujemy się realizacji „wystrzałowych” inwestycji budowlanych, a polscy inżynierowie budowlani udowodniają, że potrafimy bardzo wiele, nie gorzej, a może nawet lepiej od wielu innych, że szybko osiągnęliśmy poziom europejski, a nawet światowy.
Prof. dr hab. inż. Kazimierz Flaga, dr h. c. m. Politechnika Krakowska, Członek Rady Programowej „Buildera”